sobota, 23 grudnia 2017

Łazienka na piętrze

Jest! Można się myć, kąpać, pluskać, chlapać! 
Można wszystko! (wiadomo co :D)



Z kranu leci woda, zimna, ciepła, letnia, do wyboru do koloru. (Z kibla też leci woda! No i w ogóle kibelek jest i nawet działa, i deska opada).
Umywalka jest odlotowa, zakręcona, na zdjęciu tego nie widać i dobrze. Żeby się przekonać, trzeba przyjechać, i popatrzeć, albo naet umyć sobie zęby.

Kraniki, wężyki... w głowie się miesza z tego wszystkiego, choć powinno tylko w głowicy.


I to wszystko w ramach niespodzianki, prezentu świątecznego. W ostatniej chwili było bieganie po zaworki, wężyki, właściwe żarówki na 230V, żeby transformator nie był potrzebny, bo by się grzał w wełnie.
Do tego magnesiki, żeby móc elegancko zamykać skrzynkę z hydrauliką i tablicą rozdzielczą.


Pierwsze uczucie po odkręceniu baterii i widok lecącej wody wynagradza wcześniejszy kocioł i siwy dym).


Przycisk do spłuczki zamontowany i też nawet działa.


I nawet jest i bajer w postaci światełka jaśniejącego spod wanny.


Lustro będzie kiedyś, kiedyś indziej, później, może za pół roku, może za rok. Szafki też poczekają na swoją produkcję. Ale nic to, miejsca na szczoteczkę na zęby jest dość!

czwartek, 14 grudnia 2017

Schody strychowe

Tu się namierzyliśmy, nagłowiliśmy. No bo miały być w miejscu niewidocznym, wygodnym i bez rozkładania na łóżko i wychodzenia w rekuperator.

Zaczęliśmy klasycznie po polsku. Kupiłem schody, bo miałem taki plan, bo kupowałem dach, i przy okazji z oknami było prościej. Fajny wygodny wymiar, spoko parametry.

Dopiero później podrapałem się po głowie, myśląc gdzie i jak je zmieścić.


Wzdłuż czy w poprzek. I alternatywy nie było zbyt wiele, mówiąc szczerze prawie w ogóle żadnych możliwości. 
No bo albo wychodziły w miejscu, gdzie ma stać rekuperator. Albo wychodziłyby na kominie. Albo z kolei było za wąsko, bo jętki były zbyt blisko siebie, albo jętki z jednego rzędu rozjeżdżały się z jętkami z drugiego rzędu. Albo schody rozkładałyby się na środku salonu, albo w miejscu, gdzie miałoby być kiedyś łóżko...

Okazuje się, że nawet taki szczegół warto zaplanować i uwzględnić w projekcie. W moim rzecz jasna go nie było! 



Trzeba było wysilić szare komórki nie na żarty. Udało się znaleźć jedno jedyny miejsce, które wymagało delikatnego przesunięcia jętki, która akurat nie pracowała. I wchodzi idealnie, choć na styk.

Schody są super. Na razie szczeble jeszcze opatulane grubą folią, żeby się nie niszczyły. Jeszcze nie przytwierdzony ostatni dodatkowy schodek. Jeszcze listwy maskujące nie są przyklejone. Jeszcze trzeba będzie je przyciąć po ułożeniu podłogi i założyć stópki. Cholera, dużo tego 'jeszcze'. To wreszcie można by się spytać: są te schody gotowe, czy jak zwykle 'prawie' gotowe...

wtorek, 12 grudnia 2017

Płytki Agusi na ścianie

Aga od początku wiedziała co chcę. Wymagania były konkretnie przekazane. Jedna ściana miała być w płytkach białych, nierównych, a'la ręcznie formowane, z szarą fugą.

Nie pozostało mi nic innego, jak znaleźć, kupić i wyłożyć je na ścianie. Poszło w miarę sprawnie, choć znalezienie nie było zbyt proste.

Oko artystki szybko odrzucało propozycje, które znajdowałem, a które to nie spełniało oczekiwań. A to niezbyt białe, a to zbyt równe, za duże. Koniec końców płytki są. Położenie ich na ścianie musiało poczekać parę miesięcy, ale jak już zaczęły się pojawiać, to poszło sprawnie.


Problemem okazała się nieoczekiwanie fuga. A konkretnie jej kolor, który miał być wstępnie szary. I tu produkcja fugi kładzionej na półsucho proponuje dość skromną paletę kolorów. Na szczęście w szarości były dostępne trzy: jasnoszara, szara, ciemnoszara. Wybraliśmy jasnoszarą.

Jasnoszara na ścianie po wyschnięciu okazała się antracytowa, szara dość, ciemnoszara dość.

Cudem czy też przypadkiem udało się namierzyć producenta z Milanówka, który trafił lepiej w gust artystki. I udało się położyć fugę o tajemniczej barwie zwanej 'wapienną'. Schnie to i schnie. Długo. Ale jest jasna. Tak miało być.

sobota, 9 grudnia 2017

Łazienka tuż tuż

To już nie tylko pył i gruz, ale szczątkowy efekt końcowy widoczny nawet dla mało zorientowanej na wyobraźnię osoby.

Pod jeszcze grubą warstwą pyłu kryje się szczątek, a nawet niezły kawał końcowego efektu.


Widnieje już półka z drewna, w której wkrótce osiądzie sobie umywalka i może nawet popłynie z niej woda. Kto wie? Może nawet ciepła woda!

Osadzona wanna daje nadzieję, że nawet kąpiel na wsi będzie możliwa.


sobota, 2 grudnia 2017

Wygładzone bialutkie ściany na piętrze

Panowie zapytali, czy tylko tynkujemy, czy gładzimy. No to krótko odpowiadam: gładzimy.

I się zakurzyło. Najpierw pyłek z gładzi osadził się wszędzie dookoła. Kurz i pył. Siwy dym.


Jak już wszystko było gładziutkie, to udało się ściany zagruntować farbą lateksową. I zrobiło się biało i czysto. 

Biało dość:


Nie obeszło się bez skutków ubocznych. Programator na piętrze postanowił delikatnie i cicho sobie bzyczeć. Niby prawie nie słychać, ale w nocy jednak słychać. Niby był zabezpieczony, ale jednak kurz dał radę. Choć szczerze to chyba bzyczał sobie od początku.
Ale udało się wymienić na nowy. I tenże nowy jest niesłyszalny. Można spać choćby z głową na nim.


sobota, 25 listopada 2017

Zbiornik na gaz czy na wodę

Pierwszy mega klops. Strach zajrzał w oczy. A woda zajrzała do zbiornika na gaz, a konkretnie zaczęła wypełniać środek kołnierza zanurzając po kolei kolejne zawory.

Żywotność armatury stanęła pod znakiem zapytania. Zima tuż tuż, za moment pierwsze mrozy. Pojawił się strach przed zamarznięciem armatury, totalnym zniszczeniem, przed oczami miałem armagedon, ostateczny wybuch i lot na księżyc całego zbiornika i połowy wioski. 
  

Lot na księżyc w obecnym momencie zupełnie mi się nie uśmiechał. 
W przyspieszonym trybie zacząłem szukać ratunku dla świeżutkiej inwestycji. Woda gruntowa spędzało mi sen z powiek każdej nocy.

A ta biła wciąż nowe rekordy poziomów, których nikt wcześniej w okolicy nie zanotował, od dziesięcioleci.

Pojawiła się koncepcja uszczelnienia. Szukanie skutecznego materiału, analiza rynku

sobota, 18 listopada 2017

Historia ocieplenia stryszku

To długa historia. Długa bo zadanie wykonałem samodzielnie. Trzeba było zaprzyjaźnić się z młotkami (z jednym nie zaprzyjaźniłem się za bardzo, bo się zgubił gdzieś podczas walki), sznurkami, i... wełną.

Niby malutki stryszek, a zajęło mi to ponad dwa miesiące. Ale robota wykonana samodzielnie, toteż radość tym większa.


Na początku wbiłem w krokwie tysiące gwoździ. Aż dziw, że nie straciłem przy tym zbyt wielu palców, właściwie wszystkie pozostały nienaruszone, na swoich miejscach.

Później był czas na kilometry sznurków, które miały zapewnić odpowiednią dylatację pomiędzy wełną a płytą OSB.


A potem sama czysta radość, czyli układanie wełny, 15-centymetrowej. Mierzenie, cięcie, układanie przy pomocy rąk, głowy tułowia, nóg, wszystkiego co się da.

Jak już wełna była na swoim miejscu, nastąpił powrót do kolejnych kilometrów sznurków, które z kolei miały trzymać wcześniej ułożoną wełnę.

Potem nastąpiła akcja stelaż z kontrłat. Dowiedziałem się do czego służą wieszaki i zrobiwszy sobie wcześniej prezent w postaci wkrętarki, poznałem radość płynącą z wkręcania tony drewnowkrętów. Potem było już znacznie mniej radości, czyli akcja układania drugiej warstwy wełny, 5-centymetrowej.


To było już prawie wszystko. Potem udało się rozłożyć folię na całej połaci, łapiąc ją na dwustronną taśmę.
I wtedy można było przystąpić do uciechy i zabawy obsługi pilarki i wyrzynarki, za pomocą których udało się ułożyć płyty OSB. Nie było łatwo, miejsca tam na manewry było jak na lekarstwo. 
Ale efekty jest oszałamiający, własnoręcznie przygotowany stryszek.
W planach jeszcze mamy ćwierćwałki, ale to już w ramach 'meblowania' za parę miesięcy, a albo i później.

sobota, 11 listopada 2017

Sufity na piętrze

Listopad, a może to było jeszcze w październiku..., to początek wykańczania, tym razem sufitów.

Na początek poszły w ruch sznureczki, młoteczki, i a jakże, ulubiona wełna.


To podobno pierwszy etap wykańczania. Choć wydaje mi się, że raczej ostatni przed wykańczaniem, który ma ukryć surowe sufity warstwą suchego tynku.


Sufity robią się białe. Nawet jeszcze przed ich wygipsowaniem i wygładzeniem gładzią.







wtorek, 31 października 2017

Centralne ogrzewanie

Centralne ruszyło. Na dwa razy. Ostatni piątek października, dzień w którym popłynęło pierwsze ciepełko, spaliliśmy pierwsze litry gazu.

Oczywiście nie mogło obyć się bez problemów. Okazało się, że do wymiany jest reduktor drugiego stopnia. Ale pomimo tej trudności, troszkę nieoficjalnie i warunkowo, udało się uruchomić kotłownię.


Wszystkie elementy kotłowni zostały połączone, skonfigurowane i wiśta wio!




Akcja trwała osiem godzin, czyli dwa razy dłużej niż zazwyczaj. A wszystko przez wspomniany reduktor.

Z reduktorem była jazda, ale szybko udało się pokonać tego potwora. Już we wtorek, ostatni dzień października, przyjechał magik od zbiornika i wymienił reduktor na nowy... Poprzedni też był niby nowy, ale jakby sprawny inaczej.

Wizyta odbyła się w asyście serwisanta od pieca i ponowne testy wykazały, że ciśnienie siakie i owakie, czyli dynamiczne i statyczne, są dokładnie takie, jak to było oczekiwane.




Mamy zatem piękny piec, cudne ciepło i nie straszny nam już mróz. 

A przy kotłowni mamy całe spektrum rurek, manometrów i stację uzdatniania wody. Jeszcze nie działa. Ale niedługo i to się podłączy do prądu.


sobota, 21 października 2017

Bajkowe ciepło z nowej kotłowni

Po długiej analizie wybór padł na kocioł gazowy, gaz ciekły, to z niego będzie snuć się bajkowe ciepło. Niestety nie ma szans na gaz ziemny w najbliższych latach.

Analiza była długa i męcząca, od:
-  eko-groszku - wymaga za dużo miejsca, brudzi się, za dużo obsługi, nie da się zostawić domu na dwa tygodnie, choć tanio; 
- przez elektryczne grzejniki - bardzo wygodne, bardzo tania inwestycja, ale za drogie w eksploatacji;
- promienniki - ogrzewanie podczerwienią - to ciekawe, ale tylko jako wspomaganie głównego źródła energii;
- pompy ciepła - eksploatacja nie do pobicia, jeśli chodzi o niskie koszty, chyba, że będzie potrzebny serwis, ale inwestycja początkowa w okolicach minimum 40.000 zamyka temat;
- olej odpada od razu - bo zapachy i wymagana przestrzeń to przekreśla;
- zostaje gaz ciekły - nie będzie tanio w eksploatacji, ale super wygodnie, a sam kocioł zmieści się albo w łazience, albo w schowku;
Dochodzi do tego zbiornik na gaz 2700l, który można elegancko zakopać pod ziemią na tak dużej działce (ogrodzone niecałe 2.000 m kw., i dalej hektar łąki).

I po roku od pierwszego zderzenia mieszczucha z tematem kotłowni, na wiejskich salonach pojawiły się nowe zabawki do kotłowni




Kotłowni to jeszcze nie przypomina, ale podobno da się poskładać zusammen do kupy i ma wkrótce grzać.

A wraz z piecem, rozszerzeniami, pompami, pojawiły się również elementy układanki do stacji uzdatniania wody. Precz z kamieniem w rurach! 












sobota, 14 października 2017

Kolorowe grzejniki

Grzejnik ma grzać, i tyle. Pewnie jak się już mieszka, to się nawet nie pamięta, jaki ma kolor, kształt, ba!, nawet że jest, chyba, że strajkuje łobuz.

Wybieranie kolorów grzejników byłoby łatwiejsze, gdyby były trzy kolor: (1) ładny; (2) może być; (3)... no i wiadomo - ten trzeci;

Z białymi poszło łatwo: biały to biały (choć jakiś sprzedawca chciał mnie sprowokować wdając się w dyskusję o bielszym odcieniu bieli. 


Po zamontowaniu cieszy bardzo. Jest. Jeszcze zimny, ale jak damy ognia do gazu, to się rozgrzeje. Na marginesie, myślałem, że ściany po tynkowaniu są białe, a tu proszę, jednak nie są... może nie ten vizir został zastosowany wraz z tynkiem...


Do kompletu mamy jeszcze urocze pionowe źródełka ciepła w kolorze 'black graphite', cokolwiek to znaczy, wyglądają tak jak widać, choć w realu chyba trochę jaśniej. 



I trzeci bliźniak, ino sporo chudszy, bo na schodach w ogóle jest chudo z przestrzenią. 


Grzejniki chwilę sobie zaledwie powisiały, nie zdążyły się w ogóle nagrzać, i trzeba je było zdjąć, żeby powalczyć z sufitami, gładziami... Nie ma chwili spokoju...






sobota, 7 października 2017

Drzwi zewnętrzne

Idź człowieku i kup drzwi!
U mnie trwało to rok, a pół jak nic.

Wybór koloru, z jakiego materiału, wymiary, dostawki, naświetla, szkła, wypełnienia, dodatki, i jeszcze dziesiątki aspektów technicznych. 

Wybór samej klamki do drzwi zewnętrznych to temat na złożony przewód doktorski.

I typowe stwierdzenia dwa denerwujące do granic możliwości inwestora:
1. Stwierdzenie pierwsze: co jak co, ale drzwi należy zaplanować już na etapie
2. Stwierdzenie drugie: na czym jak na czym, ale na drzwiach to nie można oszczędzać;

To przecież wizytówka domu, to pierwsze wrażenie, to symbol (czego?), to bezpieczeństwo...., to wszystko w jednym.

Co nam spędzało (dużo tu przesady, choć czasami fakt, spędzało) sen z oczu:
- kolor - poszło szybko: takie jak okna, czyli mamy antracyt ze strukturą drewna;
- naświetla i dostawki: poszło jeszcze szybciej: takowych brak;
- materiał - stalowe, aluminiowe, drewniane; ileż tu było myślenia! A teraz sam już nie jestem pewny, czy dobrze pamiętam co kupiłem;
- wstawki i aplikacje: żadnych udziwnień, żadnych nakładek inox-stal; cóż za okropna moda! Wszyscy to mają. I nie chcą słyszeć, że zapłacę za całość, i za te nakładki również, tylko proszę ich nie montować. Nie da się. Muszą być. Tu na szczęście nie będzie żadnych;
- zabezpieczenia - oj temat nie na bloga, o własnych drzwiach; ważne, że są bezpieczne jak Fort Knox;
- szybka - miała być, do tego nie rzucająca się w oczy, dobrze dopasowana, żeby było coś widać od środka, taka sympatyczna, żeby była;
- zamki, progi, listwy, zaczepy, noce i dnie, biometria palców i mózgu, oj czego tam nie da się teoretycznie włożyć... Bez przesady!
- klamka - a pani mi odradzała pochwyt / antabę; no ale klient się uparł, to ma; to ma za swoje; oj będą problemy, jak prąd wyłączą (to będzie wtedy czas na integrację z mądrzejszą sąsiadką, co ma zwykłą klamkę, i zaprosi na kawę, aż prąd włączą);
- wymiary - znowu temat na myślenie: Ho, Hw, Hd, samych wysokości jest kilka; rzecz jasna szerokości jest co najmniej tyle samo!; A to nie wszystko. Bo potem i tak wszystko szlag trafi jak się nie zlicujemy z posadzką, której jeszcze nie ma, a o której po drodze decydowali, każdy inaczej, architekt, murarz, hydraulik, posadzkarz, i jeszcze pan od podłóg... a potem okazuje się, że z drugiej strony na zewnątrz trzeba uwzględnić jeszcze inne wymiary; ufff... nie - nie ufff. Bo potem jeszcze jest glif i uwzględnienie paru rzeczy przy izolacji i tynku zewnętrznym; no a najlepiej, żeby to wiedzieć od razu, bo można w jakiś standard trafić, i może będzie taniej, albo raczej nie tak holendarnie drogo;



Drzwi udało się wybrać (Barański, model jakiś tam, nie pamiętam), córka pomogło, i niejedna przyjaciółka, bo było naprawdę ciężko.

I z początkiem października są oto w całej krasie ozdobą wejścia do domu. Są ozdobą, oczywiście nie tylko dlatego, że innych ozdób nie ma. Wyszło całkiem w porzo. Czyli kozak i sztos!



Przy wyborze drzwi nie mogło zabraknąć pytania: 'jakie to drzwi mają być':




Stałem się i w tej dziedzinie ekspertem orzekającym, czy do środka czy na zewnątrz prawoskrętne czy lewoskrętne,... choć właściwie to nadal mam wątpliwości. Obrotowe! 

Drzwi to też dobry przykład jak trudno oszacować koszty inwestycji. 

- No bo ile to może kosztować? - myśli sobie inwestor, jeszcze nie-inwestor. - Dwa tysiące, no góra trzy tysiące za jakieś z bajerami.
Pewnie wielu tak myślało. Zderzenie z rzeczywistością jest bolesne. 

sobota, 30 września 2017

Płytki w kotłowni

Wrzesień był miesiącem sukcesu pierwszego wykończenia. Szczęśliwe zrządzenie opatrzności trafiło na kotłownię. 

Z jednej strony pomieszczenie najmniej reprezentatywne, a z drugiej mieszczące serce techniczne (czy serce może być techniczne), no dobrze, mózg układu cieplnego, źródło radości płynącej z rozchodzącego się po całym ciele uczucia ciepła, tak poszukiwanego już na jesieni. Dla jednych będzie mózg, dla innych serce, w końcu serce to ino pompa, a tam akurat pomp będzie bez liku.

Płytki oczekiwały od tygodni, zarówno na ściany, jak i mozaika na podłogę.

Każda płytka mozaiki inna, każda płytka piękna, biało - jasnoszara:


A na ścianie płytki niemal białe, nie do końca proste, zatem jakby ciekawe.

Efekt zaskakująco pozytywny, pomieszczenie jeszcze bez światła, stąd średnio to widać, tym bardziej, że średniej klasy (wiejskiej, bynajmniej nie światowej) fotoreporter, zapomniał do ekspozycji usunąć roboczą tekturę.


Tym nie mniej jest. Sukces cieszy. Sukces czeka na wyposażenie w kotły, zasobniki i inne rozszerzania. Oj, będzie wąsko. Jak się nie zmieści to wszystko, to będzie lipa, lipa bez liści.

sobota, 23 września 2017

Agusia i jej płytki

Córka zażyczyła sobie w jednym pokoju na piętrze wyłożyć na całej ścianie cegły. Białe - biało-szare. Ręcznie formowane. Z szarą fugą. Czyli jest konkret. 

Wydawałoby się, że konkret dość konkretny, ale jednak oferta w tej wąskiej materii jest wciąż szeroka. Stąd poszukiwania zajęły (z przerwami) parę tygodni.

Niektóre cegły były albo zbyt biało blade, albo zbyt równe, albo zanadto postrzępione.... A jak już struktura była odpowiednia, to wracał kolor znowu zbyt biały, albo za szary, albo w jakiś inny beż właziły...



Na koniec, widząc już tylko biało - biało-szare cegły, wskazany został zwycięzca:


Płytka została zakupiono, przyniesiona, spokojnie czeka na wyłożenie na ścianie. Wkrótce się to stać może.

Cel osiągnięty.
No może jeszcze fuga nie jest wystarczająco szara. 


sobota, 16 września 2017

Jest prąd

Walka z PGE zdawała się wyglądać jak zmierzenie Goliata z Dawidem, jak próba lotu na Pluton, gorzej: jak przekonanie kobiety, że ma już w szafie wystarczającą kolekcję butów i torebek. 
Stałem na straconej pozycji. Ale udało się!!! Goliat został pokonany i koniec końców dostarczył prąd drogą kablową.



Dla chcących przebudować przyłącze naziemne na kablowe w sposób przyjazny dla inwestora polecam własne 'know-how'. Jest tu kilka ważnych sposobów:
1. nie godzimy się na przebudowę (to koszt ok 10.000 złotych)
2. musimy 'przeobrazić się' w nowego klienta
3. nie godzimy się na czekanie regulaminowych 18 miesięcy
4. załatwiamy wszystko formalnie, pamiętając, że znaczenie w komunikacji mają grzeczne i stanowcze prośby i ponaglenia pisemne, wszystko co jest na telefon lub gębę ma trzeciorzędne znaczenie, czyli żadne
5. no i warto mieć plan B i tzw. 'workaround' na parę miesięcy wyłączenia...

I udało się!!! Radość z pokonania Goliata - bezcenna! Teraz wiem, co musiał czuć Dawid. Radość jak po dobrym, wiadomo czym.

A w środku domu działają na razie jedynie dwa gniazdka i jedna żarówka, ale za to jak pięknie świeci...

sobota, 2 września 2017

Instalacja wentylacji do rekuperacji

Racja. Wentylację powinno się zrobić znacznie wcześniej, czyli przed tynkami, a może nawet jako pierwszą instalację, czyli tuż po wstawieniu okien. Ale jak nie było kasy, to nie było jej w planach i miało już nie być, i zupełnie przypadkiem się pojawiła...



Miały być robione sufity z płyt G-K, ale ponieważ fachowcy znikli na trzy miesiące, to sobie pomyślałem, że kasę na sufity przeznaczyć można na coś innego.


I w ten sposób powstał (w godziny) pomysł o budowie wentylacji mechanicznej z odzyskiem ciepła.
Do inspiracji zachęciły mnie mocno wilgotne okno o poranku, co pewnie jest wynikiem zarówno bardzo szczelnego domu, jak i dużej wilgotności w środku po tynkowaniu.


Wykonalność inwestycji uratował fakt, że jednak tych sufitów nie ma i można coś zrobić niewiele burząc, choć jak widać poniżej na klatce schodowej pojawił się cały zwój rur w kolorze ekologicznym, czyli fachowcy od karton gipsów zarobią więcej.

Rekuperacja z odzyskiem ciepła to podobno jedynie oszczędności, ekologia, zdrowie, nie trzeba budować kominów. No cóż. Kominy mam już mam. A na razie to jedynie dodatkowe wydatki. Ale jest dodatkowy 'fun'. 


Szybki zamach na rekuperację to również szybkie wejście w inne nowe inwestycje. Ponieważ jedynym realnym miejscem na rekuperator to stryszek, to trzeba będzie go ocieplić. Będę miał robotę na wiele tygodni...


A kombinacji i nowych 'mini-problemów' bez liku. Odpływ na skropliny z centrali to pikuś numer jeden. Kolejny to niezależny obieg elektryczny dla rekuperatora. Jakoś dam i z tym radę.


Ale największy problem to wydawałoby się banał w postaci luku na schody strychowe. Znalezienie wolnego miejsca między kanałami, koniecznie tylko z jednej strony stryszku, żeby przenieść centralę, żeby trafić między jętki, żeby nie było na ścianach działowych... Toż się okazało 'mission prawie impossible'.


Prawie. Bo jest światło w tunelu. Mało przesunięcie jętki i coś się znajdzie.


W kolejnym kroku będzie wybór centrali. Będzie to prawdopodobnie holenderski Aeris Next 350 albo coś innego.