czwartek, 14 grudnia 2017

Schody strychowe

Tu się namierzyliśmy, nagłowiliśmy. No bo miały być w miejscu niewidocznym, wygodnym i bez rozkładania na łóżko i wychodzenia w rekuperator.

Zaczęliśmy klasycznie po polsku. Kupiłem schody, bo miałem taki plan, bo kupowałem dach, i przy okazji z oknami było prościej. Fajny wygodny wymiar, spoko parametry.

Dopiero później podrapałem się po głowie, myśląc gdzie i jak je zmieścić.


Wzdłuż czy w poprzek. I alternatywy nie było zbyt wiele, mówiąc szczerze prawie w ogóle żadnych możliwości. 
No bo albo wychodziły w miejscu, gdzie ma stać rekuperator. Albo wychodziłyby na kominie. Albo z kolei było za wąsko, bo jętki były zbyt blisko siebie, albo jętki z jednego rzędu rozjeżdżały się z jętkami z drugiego rzędu. Albo schody rozkładałyby się na środku salonu, albo w miejscu, gdzie miałoby być kiedyś łóżko...

Okazuje się, że nawet taki szczegół warto zaplanować i uwzględnić w projekcie. W moim rzecz jasna go nie było! 



Trzeba było wysilić szare komórki nie na żarty. Udało się znaleźć jedno jedyny miejsce, które wymagało delikatnego przesunięcia jętki, która akurat nie pracowała. I wchodzi idealnie, choć na styk.

Schody są super. Na razie szczeble jeszcze opatulane grubą folią, żeby się nie niszczyły. Jeszcze nie przytwierdzony ostatni dodatkowy schodek. Jeszcze listwy maskujące nie są przyklejone. Jeszcze trzeba będzie je przyciąć po ułożeniu podłogi i założyć stópki. Cholera, dużo tego 'jeszcze'. To wreszcie można by się spytać: są te schody gotowe, czy jak zwykle 'prawie' gotowe...

1 komentarz: