poniedziałek, 27 lutego 2017

Whisky

Mam na oku hacjendę, a nawet niemal w ręku ją mam, okna pięknie wstawiam, z cudnych pcv ram,
woda z kranu w domu kapie, można spocząć przy kanapie, kawę wypić na podłodze, i fantazji puścić wodze, że jest cudnie, bosko, już nie w drodze...

Pijany wciąż jeszcze nie chodzę, choć brudny, niedomyty biegam czasem po zagrodzie, 
i tak samo marzę o ciepłej pościeli, w ciepłe ciało wtulić się o brzasku...

Chciałbym zmądrzeć i po ich stronie być, lecz damy wszystkie śmieją się wołając, wołając za mną wciąż: kiepski byłby z ciebie mąż...

Whisky to nie wszystko, można bez niej żyć, lecz najgorzej w życiu to samotnym być...

Lecz ja nie będę whisky pił, można bez niej żyć, choć najgorzej w życiu to samotnym być...

niedziela, 26 lutego 2017

Stan zamknięty cudowny, co z tego, że surowy

Są okna i drzwi!

Co za dzień! Było pięknie. Słonecznie i chłodno. Mimo cholernego chłodu (kwestia względna: zero stopni w słońcu) i cholernego głodu (stary pączek i mały jogurt), było wspaniale.

Przekręcić klucz w drzwiach. Toż to mega odlotowe uczucie (choć jest w życiu jeszcze parę przyjemniejszych). Moment, w którym wreszcie po całym dniu instalowania okien i drzwi, po tylu miesiącach jazd budowlanych, walki z biurokracją i innymi kłodami, można zamknąć dom na klucz, to sprawa niecodzienna, wyjątkowa, nieznośnie przyjemnie radosna.



Prace trwały od samego rana do siódmej wieczorem. Z wrażenia w międzyczasie popsuł się aparat fotograficzny. Samochód z oknami utknął w pozimowym błocie. Ale koniec końców: udało się. I to są nieudane zdjęcia tej jakże super udanej instalacji: 



Na własne oczy mogłem się przekonać na czym polega ciepły montaż okien taśmą rozprężną, która to, zgodnie zresztą z sugestią własnej nazwy, radośnie się rozpręża. I zasada jest prosta: im więcej słońca, tym szybsza radość rozprężania. W lutym niestety słońca jest mało, temperatura mizerna, stąd będziemy się rozprężać bardzo powoli, ale za to bardzo radośnie.

Pierwsze efekty od podwórka, jak dla mnie cudownie okazałe, choć dla monterów przede wszystkim było to zupełnie nie-cudownie ciężkie. Acz narzekali z uśmiechem i humorem, twierdząc, że te oszklenia to zdecydowanie musi być przygotowanie na radziecki najazd ze wschodu, bo na taką karę chyba nie zasłużyli. Faktycznie: patio to 700kg wagi, hipopotam, nie do staranowania przez radziecką myśl wojenną.



Udało się wczesnym popołudniem również wystrugać drzwi wejściowe, co by zmniejszyć przeciągi, i jednak jakiś symboliczny kluczyk zastosować. Drzwi powstały ze starego czterdziestoletniego dębowego skrzydła i dębowej futryny. Są białe, stare, ale działają. A panowie monterzy stwierdzili, że lepszych to się dziś nie kupi, za żadne pieniądze. Nawet z własnej inicjatywy podeszli i zapiankowali futrynę. To chyba na jakiś czas zamyka kwestię drzwi.

W zaangażowaniu nie zauważyliśmy zachodu słońca i ostateczne widoki raczej są z tych, co wymuszają wyobraźnię. No ale od czego ją właśnie mamy?!



A na koniec symbolicznie posprawdzałem, czy wszystkie okna są zamknięte i wkładając klucz do starej wysłużonej wkładki drzwi wejściowych, mogłem przeżyć ten moment. Moment cudownego zadowolenia zamknięcia domu w stanie zamkniętym - cudownym, co z tego, że surowym. Bajka.

poniedziałek, 6 lutego 2017

Nie mam prądu

Małżeństwo z PGE zostało szczęśliwie rozwiązane. Nie łączy nas nic. Rozstaliśmy się w zgodzie.

Ostatniego stycznia monterzy zabrali swoje zabawki, liczniki, mierniki, i wreszcie przecięli kabel, niczym pępowinę, rzucając go na podwórze.

Wolność! Nie ma prądu. Ok, jest inaczej, trochę to komplikuje. Ale da się jakoś przeżyć i coś wykombinować.

Najlepiej zapomnieć i zanurzyć się w życiu, na przykład w Londynie.

A potem sprawy prądu przemyślimy na snowboard'zie. 

piątek, 3 lutego 2017

Tynkarz poszukiwany

Jest nisza na rynku. Fachowców jakby trochę mniej, budowlańców chętnych do pracy brakuje.
Znalezienie grupy tynkarskiej okazuje się wyzwaniem samym w sobie.

Prac niby prosta, nieskomplikowana. Zatem zarobić można, wcale nie tak mało, bez wielkich kwalifikacji. Jednak chętnych nie ma zbyt wielu. W branży panuje opinia, że praca nie popłaca. Szczególnie tynkarzom rzekomo się nie chce. Skoro można dostać 500+, albo 1000+, a czasem i więcej, to szkoda już się ruszyć po więcej, bo na chleb, wódę i mleko starczy. A w najlepszym przypadku zamiast pracować pięć dni w tygodniu, można popracować dwa razy mniej.

Nie jest to pierwsze zderzenie, o którym słyszę, ze skutkami cudownej idei państwa. Co ciekawe mówią o tym drobni przedsiębiorcy, zatrudniający rzadko po 20 osób, częściej są to zespoły z branży budowlanej - kilkuosobowe firemki, które wywodzą się ze ściany wschodniej, gdzie wydawałoby się poparcie jest większe i bezdyskusyjne. 

Może to zapowiedź jakiejś zmiany? Po prostu zmiany. Bo 'dobra zmiana' już była.

Szczęśliwie znalazłem tynkarzy i jutro się umawiam na roboty. Tynki będą cementowo - wapienne. A do tego jak jeszcze będą trzymać pion, a tam gdzie trzeba poziom, to już w ogóle magia.

Nie wiem o co chodzi, jaki jest związek z tynkami, ale może trzeba je będzie pomalować na tęczowo - taki klimat przekazały właśnie dzieciaki (klimat piątkowo - tynkowy):


pink fluffy unicorns dancing on rainbows