piątek, 23 września 2016

Rozbudowa poddasza

Do tej pory na placu boju, czyli budowy, była głównie demolka, zwana przez fachowców pracami rozbiórkowymi. Od niedawna okiem nieuzbrojonym widać jednak pewne postępy. Nieduże, ale już widoczne nawet dla totalnego laika budowlanego.

Dowodem postępów jest wzrost do góry, a jakże. Mamy wreszcie na poddaszu kawałek komina, trochę ścian szczytowych, kawałek płatwii i krokwii.


Lukarna obrosła murem po bokach, które kiedyś ambitnie miały być 'przeszklone', ale pomysł niestety został zarzucony, choć dziurę jeszcze można zrobić, w demolce w końcu doświadczenie jest już największe.

Na dole niby nic się nie dzieje, ale jakby się dobrze przyjrzeć, to widać już początek drugiego komina, który ledwo od pięt jeszcze odrasta, ale idzie do góry niczym młoda latorośl podlewana wrześniową zaprawą, jak winorośl majowym deszczem.
Odważne wycinanie trygla pod schody jeszcze przed nami.


Gorące upalne dni już są tylko wspomnieniem, co według fachowców motywuje ich tylko do szybszej wytężonej pracy, bo rzekomo upały rozleniwiały i motywacji do murarki nie było. Ale czy oby na pewno to jest przyczyną? A może wizja zbliżającej się 'wiechy' jest dużo skuteczniejsza w mobilizacji wysiłków. Co by nie było tym powodem, szczyty już widać, a zatem i 'wiecha' będzie wkrótce. W końcu krokwie bez zalania mogą się rozsychać niebezpiecznie, a tego nie chcemy.

Więźba dachowa jeszcze bardziej niegotowa niż gotowa, czy też wciąż gotowa do podjęcia po półtoramiesięcznym leżakowaniu na podwórzu. Chyba, że coś z ekspozycji zdjęcia uciekło przy pstrykaniu. Sporo dość uciekło... Ale tu wkrótce będą nasze krokwie, jętki i inne belki.

Słowo 'belka' zyskało na budowie w ostatnich dniach kluczowe atrybuty. A właściwie nie belka ino 'belek', jak ją panowie ochrzcili, a dokładnie brak tego 'belka' pod płatwią o długości ok 12 metrów. No cóż, według projektanta nie było takiej potrzeby, na szczęście panowie wykonawcy, jak i kierownik byli czujni. 'Belek' lub nowy wieniec musi być, aby nie zrobić efektywnego załamania na dachu już po paru tygodniach. Za czujność flaszka się należy!

czwartek, 22 września 2016

Inspekcja budowlana

Weekend rozpoczął się, ależ oryginalnie (!), wizytą na budowie, podczas której doszło do inspekcji. Młodociany fachowiec, pani inspektor, wziął, a dokładnie wzięła sprawy w swoje ręce, a konkretnie wasserwagę, i począła sprawdzać jakość wykonanych prac.
Z dużą gracją i uwagą został sprawdzony komin, czy rzeczywiście pnie się do góry, czy może też trochę w bok.


Testy poziomicy z budowlanym podparciem się na biodrze domykają prawdziwie fachowe podejście młodej adeptki sztuki budowlanej: 


A na koniec przed obiektywem ekspert zaprezentował się w roli Top-Model na budowie:

Z takim uśmiechem i gracją żaden fachowiec nie będzie dyskutował, nie ma mocnych:

Ostatni już chyba element, który do końca nie poddał się sile młota (podobno tylko dlatego, że młot nie dał rady i musiał iść do serwisu), to fragmenty miejsca, które kiedyś stanowiły łazienkę:

I chyba po raz pierwszy obiektyw wychwycił jeszcze młodego, cha cha, inwestora na rusztowaniu:

Gotowy wieniec na lukarnie od podwórza czeka jeszcze na swój strop, z którym ma być trochę kłopotu, ale podobno 'da się':

Coraz śmielej ze stropu wynurza się komin z cegły pełnej, którego nie będziemy chować tynkiem:

A na dach, z małym wysiłkiem, zostały wciągnięte drogą ludzkich mięśni pierwsze krokwie:
  
I wreszcie mamy ujęcie domku, niczym typowa klatka do tasiemcowego serialu familijnego, jak w Alfie, albo prawie Beverly Hills 90210. Może to będzie nowe miano: PN Hills 58A... Czemu by nie, no bo któż tego zabroni?



czwartek, 15 września 2016

Niech się mury pną do góry


Niech się mury pną do góry,
niech kominy mają pion,
zbudujemy jeszcze jeden nowy dom!

Pną się, pną, powoli aż boli, ale wreszcie oprócz demolki coś rośnie. 

Rośnie powoli, bo brygada złapała fuchę i rzekomo murłaty nie może kłaść póki wieniec nie zwiąże. Czyli stare normy budowlane nie straciły na znaczeniu... 

Schodów w środku jak nie było, tak i nie ma. Ale za to pojawiły się nowe schody przy wiatrołapie. Jak ja pisałem ten zakres prac... no nie wiem. Ale jest ciekawie.


Zanosi się na nowoczesną elewację: stary tynk i trochę nagiej ceramiki Porotherm. Ciekawa aranżacja w kolorach Monako: 

Jest kawałek nowego stropu i nowa dziura nad zewnętrznymi schodami:


Tu będą kiedyś drzwi balkonowe, balkonu nie będzie, no to czemu one się nazywają balkonowe... No to niech będą drzwi południowe.

Tutaj komin będzie miał pion, jak już szczęśliwie powstanie. 


Wyobraźnia jeszcze potrzebna, i to w ilości znacznej, żeby zobaczyć efekt końcowy, ale są już pewne 'podpowiedzi': 


Jadalnia może nie powala wielkością, mimo że przemyciłem 20cm szerokości, jeszcze nie dość formalnie w stosunku do projektu, ale para krzeseł i pół blatu da się upchnąć:


Gdzieś w Monachium był podobny wystrój w barach: pełno żerdzi dookoła każdego stolika. Nie są to co prawda rury do tańca, ale jakby je oheblować i zaimpregnować, to która dama nie by nie zechciała spróbować poćwiczyć mięśnie brzucha. 


Otwór na gwiazdy zamiast schodów coraz większy. Gwiazdy w Porębach są wyjątkowo piękne, może naprawdę warto to zostawić. 


A ten oto licznik jeszcze działa, ale jak mi PGE nie wyjdzie spod skóry, to sobie to sami zdemontują i zabiorą. Jeszcze wojny na dobre z nimi nie zacząłem, ale zanosi się na pokojowy pojedynek na regulamin, ich własny regulamin.


poniedziałek, 5 września 2016

Fundament dla komina i schodów

Powoli się coś jednak buduje. Demolka i rozbiórka trwa i trwa, ale na szczęście obok rujnowania coś też zaczęło się tworzyć. 

I tak oto pod przyszłą posadzką pojawiły się fundamenty, na których być może już niebawem urośnie komin centralnego ogrzewania i parę szybów wentylacyjnych. A jeszcze niedawno stał tu sobie dumnie tron obok wanny:


Kolejny postęp udało się odkryć w miejscu, nad którym jeszcze w lipcu stały sobie weki.
A tymczasem metr niżej widać kolejny uzbrojony fundament, z którego mają wyrosnąć wkrótce schody:

Trzy a może nawet cztery metry wyżej mamy chwilowy 'sky light'. Na razie jest to otwarty widok na cudne wiejskie niebo. Zgodnie ze śmiałym planem będzie tam zwieńczenie schodów na jeszcze nieistniejące piętro.  



Kolory nieba są urzekające, a zatem po co mi poddasze i dach skoro to przesłonią??  

A w środku jak była demolka, tak i jest nadal demolka. Pocieszające jest jednak to, że nie ma tu już zbyt wiele do burzenia:

Kolejny mały dowód na minimalny postęp to poniższy purotherm, gdzie niedawno jeszcze były drzwi:

niedziela, 4 września 2016

Stare przyłącze elektryczne

Pojawiły się pierwsze poważne problemy,  to znaczy wyzwania. Otóż okazało się,  że stare przyłącze elektryczne i zaplombowane bezpieczniki są dokładnie w miejscu gdzie rośnie wiatrołap i jadalnia.  Pięknie. 

Pierwsza reakcja to nerwowe poszukiwania rozwiązania.

Można albo przenieść całą linię do ziemi w glebę i piach. Jest to cywilizowana wersja, ale monopolista PGE życzy sobie za taką usługę osiem razy więcej niż gdybym zakładał to od zera.  Szkoda słów. Druga opcja to zapominam, że jest problem i zostaje tak jak jest. Trudno, nic na siłę.  

Ściana sobie rośnie aż do stropu... no prawie do stropu: 

Kabel będzie tuż pod stropem. Zrobi się opuszczony sufit z eleganckimi drzwiczkami i nic nie będzie widać:



Małe problemy nie przesłonią mi uroków małej jadalni:


Trzeba patrzeć pozytywnie, toteż nie pamiętam prawie o trudnościach i tak oto można się cieszyć tym, co powoli juz rośnie.  Nie znaczy to, że nie będzie jeszcze demolki. Co jak co, ale burzyć to panowie potrafią, stąd też obiecują,  że jeszcze to i owo to chętnie zburzą. 
Tjaaa,  oj łatwiej byłoby zacząć od rżyska i zacząć kopać po prostu dziurę w ziemi...


Trudno tu o pełen komfort, ale świeże słodkie jeżyny dają radę zaserwować odrobinę sierpniowego chillout'u: