poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Tynkowanie

Tynkowanie, które miało być proste, a okazało się takim wyzwaniem, ma się ku końcowi.



Ekipa, która się zobowiązała, potem chciała nawiać, potem się przeprosiła, podjęła się dzieła, nawet sprawnie, szybko, ładnie. Współpraca od chwili rozpoczęcia prac stała się prosta. Skuli to co trzeba, załatwili prąd tak jak trzeba. Agregat pracuje bez zarzutu, prąd płynie, woda płynie.




Jadą z tynkiem tak jak trzeba. W pomieszczeniach robi się powoli jaśniej, mimo że okna zafoliowane, trochę pochlapane, a na dworze szaruga kwietniowa.



Wiosny na zewnątrz nie ma, ale radość z głupich tynków wydać się może niezrozumiała dla kogoś kto samodzielnie nigdy nie walczył na budowie z kolejnymi małymi i dużymi przeciwieństwami losu.
  


To radość po pierwszych dwóch dniach pracy. Po kolejnych nastąpiło lekkie rozładowanie napięcia tynkarskiego, prace snuły się już własnym tempem, a inwestor mógł snuć knowania w kolejnych aspektach budownictwa.

Tymczasem tynków przybywa:


Robi się zdecydowanie jaśniej:


Po zrobieniu góry, czas przyszedł na tynkowanie parteru::


Pozostała jadalnia i kilka małych ścianek i sufitów:


Za dni parę nic innego nie pozostanie jak pomierzyć i pozbyć się gotówki, niczym zbędnego balastu.

niedziela, 23 kwietnia 2017

Balkon francuski

Balustrady do domu brzmią banalnie, natomiast balkon francuski brzmi co najmniej niebagatelnie. Człowiek szuka balustrady, a okazuje się, że znajduje balkon francuski.

Balustrada miała być prosta, niewidoczna, przezroczysta, co oznacza, że padło na zwykłe proste szkło. Proste rozwiązania wydawały się najbezpieczniejsze, trudno coś popsuć. Czemu tylko proste na budowie nie jest tanie, tylko wręcz przeciwnie...



Pozytywne jest maksymalne skrócenie procesu poszukiwania, wybierania, zamawiania. Balustrady miały być wybierane w wakacje. Ale ponieważ elewacja będzie nagle wykonywana w kwietniu, to trzeba zrobić w ciągu tygodnia kotwy na balustradę, czyli w ciągu godzin załatwić sprawę, łącznie z podpisaniem umowy i ustaleniem terminu montowania kotew.

Dzień wybierania, myślenia, decyzja podjęta, umowa podpisana i po tygodniu oczekiwania ekipa z Alab montuje profesjonalnie kotwy na balkony francuskie:




A na sama balkony przyjdzie nam poczekać jeszcze jeden rok...



Płytki i cegły Goya na cokół

Środek tygodnia, przyjeżdża ogromna ciężarówka, a na niej dwie i pół tony cegieł i płytek Nelissen Goya.

W teorii cegła Goya ręcznie formowana wygląda to tak:





Ciężarówka z samego rana dojechała z takim oto towarem i dwie pełne palety i wylądowały na podwórku. A w paletach był taki oto widok:


Na żywo prezentuje się super. Wybór jak najbardziej trafiony. Trudno było się oprzeć pokusie ułożenia paru cegieł w miejscu przyszłego cokołu:



Dzień rozpoczął się ciekawie. Ciężarówka utknęła na amen, po dłuższej walce koleś stwierdził, że nie wyjedzie, i czy nie mam traktora. Jasne. Na szczęście jest zaprzyjaźniony rolnik z wypasionym traktorem, który załatwił sprawę w oka mgnieniu. Dobre sąsiedztwo na wsi to gwarancja załatwienia każdej sprawy, nawet w parę minut można załatwić holowanie 20-tonowej ciężarówy.

Potem już tylko przeniesienie dwóch i pół tony cegły do garażu, i w nocy można paść jak kłoda. Ale zadowolenie bezcenne. 

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Dach na budynek gospodarczy

Dach na budynek gospodarczy miał być ruszony palcem za trzy lata lub jeszcze później. Przypadek i niedopatrzenie sprawiły jednak, że będzie to znacznie szybciej. Jako, że w międzyczasie rzuciłem się na dofinansowanie do instalacji fotowoltaicznej, dla której najlepszą lokalizacją jest ten budynek, to trzeba się tym zająć. Małym druczkiem, w sprinterskim tempie podpisanej umowie, stało, że dach z eternitu być nie może. Zatem biegiem załatwiamy zgłoszenie na wymianę poszycia, do tego zgłoszenie o darmową utylizację azbestu, i działamy dalej.



Budynek urokliwy jest raczej mało, jeśli w ogóle. Może nowy dach zapewni mu trochę uroku własnego.

I tu pojawiły się nowe wyzwania artystyczne, czyli wybór materiałów wizualnych, co oznacza cierpienia dla jeszcze młodego nie-Wertera.

Po pierwsze komin, po drugie słupy, po trzecie dopiero poszycie.

Z kominem decyzja prosta: będzie taki sam jak na domu. Mamy jeszcze sześćdziesiąt cegieł, trzeba ino dokupić około dwudziestu. Proste. Poza tym, że moja cegła 'stratus' nie jest już wyprodukowana, ale gdzieś tam na magazynach jakieś resztki znajdę.


Ze słupami było gorzej. Powstanie pięć słupów, które będą podtrzymywały poszycie wystające za fasadę. Mają być murowane z cegły. Z ładnej. Z ręcznie formowanej. I z tej samej co później cokół na domu. Zatem decyzja długa, bolesna, ale się udała. I będzie to cegła ręcznie formowana Nelissen Goya:

 000


Największe wyzwanie, to jednak poszycie. Wiadomo, że będzie blacha, i wiadomo, że musi pasować do dachówki na domu, która jest w kolorze ciemno szarego łupka:




Propozycje są dwie, tylko lub aż dwie. Będzie to albo popularna blacha na rąbek stojący lub moduły o nazwie Murano.

Przykłady blachy na rąbek stojący:












Przykłady blachy Murano:






Przed nami kolejna trudna decyzja: rąbek czy murano?


niedziela, 16 kwietnia 2017

Elewacji rzucam rękawicę

Elewacja była zaplanowana na koniec lata. Miało być spokojnie, po tynkach, ociepleniach, po pierwszych pracach wykończeniowych.


A tu niespodzianka. Na początku kwietnia jestem umówiony ze spec ekipą, tydzień później wpadają, że im się duża inwestycja przesuwa o parę miesięcy i może oni te elewację to teraz zrobią, jak chcę.
Właśnie byłem od paru dni z tynkarzami na ścieżce niemal wojennej, bo tynki miały się opóźnić o pół roku, to stwierdziłem, niech sobie izolują, kleją, siatkują, i robią co chcą.



Właściwie, jak widać, to pierwszy pasek elewacji już mam.
Został skrzętnie położony z ukochanym sąsiadem w związku z oczekiwaniem na instalację skrzynki gazowej z boku. 
Kolejne metry elewacji będzie robić już umówiona ekipa, jak tylko króliczek wielkanocny zostanie wszamany, czyli we wtorek pojawią się rusztowania.


Położyliśmy izolację fundamentową na około 70 cm pod gruntem z wypasionego gold - styropianu. I dalej dwa paski izolacji fasadowej z równie wypasionej super termicznej warstwy grafitowego cuda.

Dalej nie spodziewam się elewacyjnych kłopotów, i to pewnie błąd, bo gdzieś mnie zaskoczą. Styropian zamówiony i jest w drodze. W międzyczasie stałem się domorosłym ekspertem od styropianu, grubości, wymiary, metry sześcienne i kwadratowe, rodzaje, kolory, frezy, parametry i wskaźniki, odporność, twardość, lambdy, nic mi nie jest obce.


Ku pamięci notuję, że będzie to warstwa o grubości 15 centymetrów, ze wskaźnikiem lambda poniżej 0,031 W / (m*K), czyli ma być bardzo bardzo ciepło. Oby. Zobaczymy.

Oj będzie się działo do końca kwietnia. W środku panowie tynkują, a na zewnątrz izolują. Eksperci powiedzą, że zgodnie ze sztuką to nie jest, bo tynki muszą sobie wyschnąć, ale co tam, wyschną przez otwarte okna, których tu jest dwa razy więcej niż zazwyczaj, więc niech się eksperci chowają.


I czekamy teraz na kilkadziesiąt metrów sześciennych grafitowego cuda. Podwórka starczy.


Fasada jeszcze pamięta swoje stare czasy, ale już niedługo będzie wyglądać zgoła inaczej.


czwartek, 13 kwietnia 2017

Problem z tynkami

Tynkowanie wewnątrz domu wydaje się być jednym z prostszych zadań. Wystarczy zdecydować się na rodzaj tynków, gipsowe lub cemontowo - wapienne i zarezerwować ekipę fachowców, i gotowe.
Nie, tak to nie działa. W ogóle, jak inwestor powoli się uczy, mało które zadanie działa tak, jakby się chciało, czyli szybko, tanio, dobrze ( a najlepiej bez komplikacji). Z tych argumentów zachodzą co najwyżej dwa:
- albo szybko i tanio
- albo szybko i dobrze
- albo dobrze i tanio (ten wariant jest najmniej prawdopodobny).
Najczęściej jest nie w terminie, drogo, jak ma się szczęście, to może będzie dobrze.

Jeszcze w grudniu ekipa tynkarska została zarezerwowana na kwiecień, zaliczka przekazana. Tynki miały być cementowo - wapienne, ewentualnie na sufitach gipsowe.

Dalej rzetelnie pilnujemy terminów, na wspólne życzenie inwestora i wykonawcy. Czyli montujemy okna w terminie, instalacja wodno - kanalizacyjna zakończona w terminie, instalacja elektryczna zakończona w terminie.



Sprawa załatwiona? Nie
Wykonawca na kolejne usilne zaproszenie przyjeżdża dwa tygodnie przed rozpoczęciem prac, aby obejrzeć ściany szczególnie te stare, po skuciu starych tynków. 
I zaczęło się narzekanie: stare, krzywe, kupa kucia, ja tego nie będę kuł, no może zrobię tynki tam gdzie nowe cegły, ale starych nie dotykam. Tam co najwyżej to rzekomo mogę sobie położyć karton gips, ale najlepiej to poszukać artystów od renowacji, takich co to Wawel rekonstruują. No rzesz ty, sobie myślę.
I zaczynamy od nowa. A mamy koniec marca i wszystko czeka. Dzwonimy, szukamy kolejnej ekipy. Przyjechało parę cwaniaków, bo większość ma termin za pół roku, no może w sierpniu da się coś zrobić. Dramat. Przesuwamy wszystko o sześć miesięcy! Nie! Upieram się na maksa. Jeden cwaniaczek obejrzał, rzucił cenę razy dwa i chętnie rusza za dwa miesiące. Najlepszy był gangster spod Garwolina, podjechał dziesięciometrowym audi, gnypek jeden wyszedł, wpadł na dziesięć sekund, powiedział, że w takim starym murze, to on się nie będzie babrał, do widzenia już nie rzekł, dzień dobry też nie odpowiedział zresztą. Menel i słoma. Nie wiedersehen, ich hoffe.

W weekend obdzwoniłem pół województwa, od Łomży po Łuków i Sokołów Podlaski. Wystarczy czasem pół zdania usłyszeć, i wiadomo kto zacz. Jakby ktoś szukał, kilka fajnych ekip zweryfikowałem.
Tuż przed pojawieniem się nowej, zjawiła się jednak moja zamówiona wcześniej, pojawiło im się okno, zrobią wszystko. Trochę marudzili, że trzeba podkuć stare ściany, co zrobili w trzy godziny, i dalej jazda do gruntowania.

A wcześniej odbyło się sprawdzanie wody i elektryki, co nie jest też oczywiste, że zadziała.
Woda narażona na zimowanie pod chudziakiem otulonym sianem i styropianem, bo nie dało się zamknąć na ulicy. Poszło, działa. Mamy wodę.
Prąd to też wyzwanie, bo prądu przecież nie mam, ale mam super sąsiada. Szybka weryfikacja, czy są wystarczające bezpieczniki i jedziemy. Okazało się, że nie wszystkie bezpieczniki są wystarczająco mocne. Parę telefonów, parę stówek, paręnaście godzin i sprawa załatwiona. A jak? Grunt, że skutecznie.

Nerwy na postronku, czas i kasa. To są niezbędne argumenty dla sukcesu. Radość z położonych świeżo pierwszych tynków jest ogromna. Radość większa niż u małego dziecka ze słodkiego lizaka! 


poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Instalacja elektryczna w domu i nie tylko

Kolejny mały krok w kierunku nie tak dawno oznaczonym jest wykonany w sposób iście królewski. Pierwszy etap instalacji elektrycznej mamy z głowy. Kable zostały położone, puszki wkute w cegły.


Po starej instalacji nie ma śladu, a nowa została wykonana zgodnie z własnym projektem, który w założeniach miał jedną zasadę: jeśli podejrzewam, że tam warto zrobić punkt to rysowałem. Wyszło na parterze tak:


Mniej więcej. Elektryk sądził, że będzie miał do zrobienia sto, może sto dwadzieścia punktów, wyszło ponad dwieście. Był zadowolony... Ja mniej.

Gniazda, wypusty, czujki, kilometry kabli. Instalacja rtv, ethernet, usb, alarmowa. Jak się w tym połapać przyjdzie, to jeszcze nie wiem, choć sam sobie zaprojektowałem. Było tego tyle, że punktów typu siła, schodowe, krzyżowe, nawet nie chciał liczyć podwójnie, jak się to uznaje w fachu za typowe.

Pan elektryk twierdzi, że przez rok będzie jeszcze wszystko nawet sam pamiętał, gdzie i co idzie, mam nadzieję, bo trochę tych kabli do tablicy wchodzi, i trochę z niej wychodzi.


Inwestor próbował być przewidujący, stąd poza punktami w środku i na zewnątrz domu, mamy osiem kabli na wyjściu, z czego cztery biegną w kierunku bramy, a cztery do budynku gospodarczego. Jeden z nich przygotowany jest do podłączenia inwertera instalacji fotowoltaicznej. Inna sprawa to to, czy w ogóle takowa powstanie, ale jak będzie to kable gotowe i czekają na panele słoneczne i darmowy prąd, który jest dobry i tani, bo tani.

Na koniec doszło do rozrywki polegającej na kopaniu rowów w działce na instalacje kablową. Jedna biegnie sobie do bramy, a druga do budynku gospodarczego. Rozrywka z łopatą zapewniona. Poniżej szczęśliwie już odłożona łopata, ból w krzyżu nie zaburza jednak radości kolejnego sukcesu.


A to nie koniec, będzie jeszcze kabel do oczyszczalni, rowy na przyłącze wod-kan, rowy do reaktora biologicznego, atrakcji nie zabraknie na dwa lata.


Kolejny miły sukces to instalacja tablicy elektrycznej na pniu zeschłej starej czereśni, z której to panowie tynkarze będą mogli czerpać prąd dla swojego agregata, a ja z niego pociągnę prąd do budynku gospodarczego, co zrobiłem, bo muzyka gra. Światło wraca.



Skarb twój, gdzie serce twoje.