sobota, 20 stycznia 2018

Malowanie z rodziną

Chałupa od świąt gotowa jest do malowania. A może nawet już i przed świętami poszły w ruch pędzle... Kulminacja na pewno nastała po świątecznym biesiadowaniu.

Malowanie to wspaniały pomysł na zgubienie paru zbędnych kalorii, wdzięcznie opinających brzuchy po wszamaniu pierogów, serników, stefanek...  


Najbardziej efektywnie maluje się w stadzie. Efektywność może nie jest największa, ale efektowność przerasta oczekiwania. 

Zaopatrzeni w farby, wałki, pędzle, taśmy, folie, i inne malarskie akcesoria (w tym pozostałości słodkich wspomnień ze świąt), ruszyliśmy z werwą na sufity i ściany.

Niezaprzeczalnie największe artystyczne osiągnięcia i uznanie mistrza malarstwa w stylu radosnej twórczości, gdzie realizm nie gości, a impresja ma się dobrze, ma najmłodsza artystka, Agusia. Czy to pędzel czy to wałek, weny malarskiej to nie przeszkadzało.  


A poniżej jedyny i niezastąpiony mistrz wałka na wysięgniku. Wszystkie sufity to jego zasługa, efekt ciężkiej i mozolnej, choć i radosnej pracy.


Okazało się, że młodzi artyści są ekspertami sztuki malarskiej. Moje przygotowania teoretyczne i dobre rady super pań, sprzedających farby w starym sklepie na Miedzianej, stały się totalnie zbędne.

Malowanie wzdłuż i w poprzek, tu raz, tam dwa, tu czasem, tam częściej... Cudowny team artystyczny. Tak pomalowanego domu nie ma nikt na całym świecie! Sztuka sięgnęła niebios.

niedziela, 14 stycznia 2018

Pierwszy śnieg

No może nie pierwszy, ale pierwszy poważny, wymagający odszukania szufli i zdrowego zaangażowania fizycznego. Człowiek sobie zajeżdża na działaczkę, myśląc że zaraz radośnie odpocznie ciesząc się naturą, a tu proszę: nie da się nawet wjechać. Co za niespodzianka!


Może to i lepiej, że pług jeździ tylko raz na kilka dni? Jakby mi tak co dzień zasypywał wjazd, to nie byłoby mi do śmiechu!



Ale jak już się uda przedrzeć przez zaspy, to w nagrodę można napić się kawy z widokiem na ośnieżone okolice i ogród przykryty białym puchem.



Zimą też jest pięknie!

sobota, 6 stycznia 2018

Drenaż potrzebny

Głowię się już kolejny tydzień; wybieram wodę z kołnierza znad zbiornika gazu...

Woda gruntowa wraz z mrozami opadła na szczęście poniżej kołnierza, w którym siedzi armatura, do niedawna zalana wodą gruntową, deszczową, wszelaką... 

Jeszcze jesienią kupiłem rury i złączki drenażowe. Rury drenarskie chciałem ułożyć dookoła zbiornika i jazda z nią do rowu. Ale się okazało, że w woda w rowie jest jeszcze wyżej i ino bym tylko wydrenował rów zalewając zbiornik jeszcze bardziej.

Trudno. Zatem robię krok do tyłu, lub nawet dwa. I zapraszam kumpla, mistrza inżynierii wodnej z niwelatorem. Zrobiliśmy pomiary i wszystko wyszło jak na dłoni. Drenaż ma być w drugą stronę. Czyli zamiast 10 metrów będzie miał ze 70 metrów w prostej linii.

A przede mną wciąż nowe zagadki: 
- na jakiej głębokości umieścić drenaż
- czy da się to zrobić w listopadzie, czyli praktycznie żwir wrzucałbym do wody….



A wcześniej wpadła mi genialna myśl: trzeba to uszczelnić. Ktoś polecił super materiał - NBR. Może jest i dobry, ale dostępny chyba tylko przemysłowo. Są jeszcze lepsze taśmy PTFE, odporne na warunki kyriogeniczne do plus 260 stopni, ale też w ilościach hurowych...

Czy w moim gruncie dojdzie do warunków kyriogenicznych? Hmmm... Chyba kupię zwykły uszczelniacz dekarski, albo taki do szyb samochodowych. Okazało się jednak, że producent zabrania uszczelniać, bo nie. Tzn. bo nie jest to zgodne ze sztuką. Ma być nieszczelne i już.

Zatem wracam do koncepcji z rurami drenażowymi. Rury mogę pociągnąć też w drugą stronę, żeby się drenowało, i ewentualnie aż do szamba (studzienka jest niecałe 15 m od kołnierza), który stałby się dodatkowo zbiornikiem retencyjnym. Na wiosnę przy szambie postawię przepompownie, gdzie pompa wywali wodę do reaktora biologicznego.

Dobry to pomysł czy słaby? Oj słabiutki...



Po wielu godzinach rozważań, analiz, poszukiwań, niedoszły architekt doszedł do innego wniosku. A skutkiem rozmyślań powstań taki oto pseudo projekt: 

Na wiosnę też zamierzam zrobić drenaż wokół domu – opaskę fundamentową ok 80 cm pod gruntem, ale to już historia na kolejny rok…

czwartek, 4 stycznia 2018

Jakie podłogi

Miało być to skomplikowane i trudne. Ale jak się wie czego szukasz, to idzie jak burza. Kasa też idzie jak burza. Wystarczyło wpaść do jednego sklepu, pierwsza wystawa, pierwszy wybór i mamy to. Aż się zdziwiłem. Na wszelki wypadek wpadłem jeszcze do pięciu innych sklepów, ale tylko po to, żeby się utwierdzić, że pierwszy wybór był strzałem w dychę.

Będzie zatem deska trójwarstwowa, bo na podłogówkę. Ma 14 mm grubości. Jest dębowa, i do tego jest village, cottage czy jakiś tam rustikal, ale już nawet nie pamiętam.

Zamówiona, przywieziona, leży i czeka.
Najpierw ułożymy ją na piętrze, a potem na parterze.