czwartek, 29 marca 2018

Podłoga na piętrze

Podłoga na piętrze została położona jeszcze w styczniu, ale zaginam czasoprzestrzeń do granic możliwości ze średnim skutkiem.

Zatem nawet zdjęcia powstały znacznie później. Toteż przynajmniej zdjęć więcej, słów mniej.





Po położeniu podłogi, choć jeszcze bez listew, długo siedziałem na środku, nic nie robiąc. Powoli tylko dumając: zbudowałem.









sobota, 17 marca 2018

GOYA na ścianie

Mamy pierwszą i drugą GOYĘ! Nie jest to Francisco Goya, lecz GOYA, po prostu GOYA.

Pierwszy GOYA pojawił się w wiatrołapie. Po środku jest szpaler, który kiedyś wypełni lustro.


Drugi GOYA zadomowił się w jadalni, przy ogromnym oknie.





Prawdę rzekłszy są jeszcze dwie odsłony GOI. Jeden zawitał na kominie na piętrze, a kolejny jest już w kuchni.

I ten pierwszy pierwszy zupełnie pierwszy był na piętrze na kominie. Ale jak to z dawnymi pierwszymi rzeczami... zdjęcia brak. A ostatniego GOI z kuchni najzwyczajniej jeszcze nie ma.

Ostatni GOYA będzie ozdobą kominka.

PS. Ależ tu się pan namarudził z tymi fugami, że to roboty tyle!
PS2. A ja potem się narobiłem za dwóch z impregnacją, ale bez marudzenia, za to udało mi się przy czyszczeniu zajechać trzy szczotki i zapchać jeden odkurzacz.

środa, 14 marca 2018

Rusza łazienka i ratowanie płytek

Prace wykończeniowe w łazience na parterze nabrały rozpędu, kopa, koloru i jakości. Niedługo będzie gotowa. Na razie powstaje podłoga, czyli mamy 'ocean' położony.



A wokół oceanu powstają konstrukcje, z których wynurzy się niebawem jakiś prysznic z deszczownicą.


A w międzyczasie trzeba było uratować płytki. Zima w kartonach w gospodarczym budynku, gdzie brak było ogrzewanie, to nie był dobry pomysł. Cegły, które leżakują bez kartonu, zniosły to z godnością. Ale płytki w tekturkach niekoniecznie i zaczęła zżerać je cholera w postaci wilgoci. Setki płytek trzeba było ratować i ułożyć je na podłodze.


czwartek, 8 marca 2018

Ostatni kawałek surowego stropu

Dla niewtajemniczonych znaczy to nic.
Ale jednak ma znaczenie. Widok stropu, częściowo starego, z którego zdarto tynk, to widok, który straszy niczym upiór z horroru, grożąc, że nigdy wykończenie się nie skończy.

Ten ostatni kawałek straszącego surowością stropu był widoczny w łazience na parterze.


Już go nie ma. Wszędzie bieli się równo wygładzona gładź na płytach GK.

To niby niewiele, ale znaczy bardzo dużo. Wraz z ostatnią płytą znikają duchy przeszłości, odchodzą w spokoju, zostawiając swobodę na rozwój nowych duszków, pomysłów, nowego powiewu swobody.


sobota, 3 marca 2018

Wybór wkładu kominkowego

Im dłużej trwa budowa, tym decyzje coraz szybsze. To moje autorskie prawo budowlane.
Owszem jakiś czas temu sporo czytałem o kominkach, przejrzałem ileś tam zdjęć i projektów. Ale to było dawno. I głównie od strony technicznej: czyli rozpoznanie wkładów kominkowych z płaszczem wodnym, co szybko zarzuciłem, a przede wszystkim kominków z DGP, dystrybucją gorącego powietrza. I to bardzo chciałem, bo fajne, szczególnie jak się pomieszkuje, a nie mieszka, tanie i proste, no i projekt domu z centralnym kominem i niedużym prawie kwadratowym podłożem domu, pasował tu idealnie.

Ale nie ma DGP, trochę mi się po prostu już nie chciało, trochę zapomniałem, trochę myślałem, że będzie brudzić, a poza tym i tak sam kominek może to ogrzeje. Natomiast to, że nie przypilnowałem murarzy rok wcześniej, żeby zrobili, chociaż mieli to w zadaniach, zbudować czerpni pod posadzką, to skucha jak rzadko. Trudno. Będzie dodatkowa gimnastyka. Podłogówki przecież nie będę zrywał.

Kryteria wyboru były proste: dobra jakość, szyba z trzech stron, prosty, lekki, bez żadnych dodatkowych zdobień.



Znalazły się dwa modele. Drogi norweski jotul i tańszy radomski NBC kratki.pl. I wreszcie mamy jakiś polski produkt!

Jeszcze w styczniu rozpoczął się plan wytyczenie wielkości pola wokół przyszłego kominka. W tym celu powstała nawet specjalna 'makieta':



Kominek miał powstawać za rok, ale jakoś się tak przyspieszyło i będzie gotowy razem z ostatnimi 'brudnymi' pracami.

Wybór wkładu nastąpił błyskawicznie. Zamówienie złożone w dniu urodzin. Że niby taki prezent. Zamawiam wkład i wszystkie niezbędne materiały bezpośrednio u producenta. Raz, że niby trochę taniej, dwa, że kto jak kto, ale producent najlepiej będzie wiedział jakie części są konieczne i jakie pasują. I tu się mylę. A jakże. Drożej nie jest, to fakt. Ale to jednak nie producent, ale fachowiec wie najlepiej co jest potrzebne, i lepiej zna specyfikację wkładu od producenta. I zamiast wszystko zamówić raz i mieć 'z bańki', to się bujałem ze dwa tygodnie. A to brak właściwego reduktora do podłączenia do czerpni, a to samej czerpni. Ale to co już wychodzi z wkładu do czopuchą rurą fi200 to już okazało się zadaniem godnym trzynastej pracy Herkulesa. Zdobycie odwrotnej redukcji, bo włożona nie pasuje, o odpowiednim wydłużeniu, żeby dało się włożyć... Ufff... znowu się czuję, jakbym pokonał lwa nemejskiego.

W końcu zamówiony wkład, rury, płyty i inne kleje dojechały. Zaznaczmy, że wszystko to waży około 200 kilo. I przyjechał sobie taki zadowolony pan kurier i przeprasza, że jest sam i że działa mu wózek, i że sami jakoś te 200 kg musimy wyciągnąć. Ale najlepiej by było, żebym poprosił ze dwie silne osoby, to by było trochę łatwiej! To się nazywa polska organizacja. Nie wiem jak to możliwe, ale daliśmy radę to zwalić z ciężarówki. Ale potem to co z panem Hubertem wyczynialiśmy, żeby wtachać te tony do środka, to już czysta magia, choć nie teleportacja. 

Nie zdawałem sobie sprawy, jak jestem silny i ile można wtachać mając 62kg, z czego podobno 75% to woda. Niemożliwe? Możliwe!


 Obudowa będzie gotowa za dwa - trzy tygodnie!