poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Pierwszy skarb

Znaleźliśmy pierwszy skarb!!!


Ale po kolei. Po strategicznej decyzji o obniżeniu poziomu zero o około 30cm pracy przybyło i pojawiła się szansa na prace i zdobycze archeologiczne w fundamentach zacnego domku. Zadanie zainteresowałoby ani chybi samego Dr Indianę Jones, gdyby tylko o tym wiedział.

Kopiemy, burzymy, grzebiemy w historii ukrytej pod starą podłogą. Gruzu coraz więcej, wciąż go przybywa i nie zanosi się na szybki koniec. Pojawiają się wciąż nowe dziury w ścianach, a grzebaniu w posadzce wciąż nie ma końca. Szarzyznę rozchodzącego się po działce pyłu rozjaśnia wizja niezbadanych skarbów, które mógł tu zakopać może i sam Napoleon wracając spod Moskwy. 

Wraz z postępującą demolką robi się coraz więcej przestrzeni. Z tronu mamy widok już przez cały dom na zielone winogrona:



Otwór na okno w kuchni jest już prawie gotowy. Okno będzie duże z widokiem na podwórze, a dokładnie na pergolę z winogronem:




W przerwach w poszukiwaniu skarbów można sobie już wyobrażać widok z kuchni na jadalnię:




Jesteśmy wciąż na etapie, gdzie wyobraźnia docelowej wizji wymaga mocnego pobudzenia, ale tak - to jest ta mini-jadalnia, albo odważniej by rzec - wręcz ogród zimowy na miarę lokalnych możliwości:




Podciąg rzekomo zrobiony jest ze sztuką, bardzo bezpiecznie, osadzony na siedmiu stalowych prętach. Panowie mówią, że 'raczej wytrzyma, już nie takie rzeczy wytrzymywały':




A tu mamy, widziany z lotu ptaka, zarys wiatrołapu. Już za tydzień ma się wspiąć na wysokość pozwalającą odpocząć nieco wyobraźni:


I wreszcie jest skarb! Prawdziwy skarb znaleziony w fundamentach piwnicy, zalany porządnie betonem. Rower, prawie nówka! Łańcuch jest w stanie co najmniej bardzo dobrym, nawet nie trzeba będzie oliwić:





Rama wymaga co najwyżej delikatnej renowacji. 

Co to jest za marka? Ukraina? Prusy Wschodnie? A może francuski prototyp? I w jaki sposób znalazł się pod podłogą? Strach pytać, co się też stało przy zderzeniu z fundamentem, z szanownym biklystą, kimkolwiek by on był?! ....kości w gruzie na razie nie odkryliśmy... 




Po krótkim tygodniu (skróconym o święto i odpoczynek panów po podwójnych poprawinach), nastąpiła domowa inspekcja. Inspekcja przebiegła sprawnie i szybko i... skupiła się głównie na antonówkach na szarlotkę:



I tak oto obie moje Panie ślicznie sobie grasują po ogrodzie w poszukiwaniu wiktuałów na szarlotkę i nie tylko:



sobota, 20 sierpnia 2016

Akcja fotowoltaika nabiera tempa

Warto odwiedzać strony internetowe swojej własnej gminy. I nie tylko po to, aby się dowiedzieć o wspólnych przygotowaniach rady gminy i szanownego plebana do, na przykład, corocznej akcji 'dożynki'. Impreza co najmniej na trzy i trzy czwarte fajerki rozpocznie się sumą, a zakończy ją gwiazda lokalnego co najmniej wymiaru, niejaki zespól 'akcent'. Może zagrają jakiegoś blues'a, a może choćby trochę soul? Hmmmm, pewnie jednak gmina z plebanem zasponsoruje miejscowej społeczności swoje ukachane łup łup siano disco, disco rżysko. Trudno. Takie życie. Ostatnio na gminny Dzień Truskawki zagrała inna gwiazda pseudo muzę spod słomy. Szkoda... Podobno w sąsiednim Stanisławowie gminne rytmy są bardziej otwarte na inne horyzonty. Ale może za rok i nasza gmina zaserwuje jakąś odmianę...

Pani w gminie oczywiście obiecałem, że też się stawię, dam na sumie na tacę, i wezmę udział w pochodzie dożynkowym. Co do muzyki, to poprzestanę na występie lokalnych emerytek o wdzięcznej nazwie 'Tęcza'. Autentyczny folklor jakoś zniosę. Wieczorem posłuchamy sobie w domu Diany Krall albo Petera Gabriela na sanację małżowiny.

A wracając do meritum, odwiedziny strony gminadobre.pl sprawiło, że przypadkowo wpadłem na informację, że właśnie jest ostatni dzień na podpisanie umów na fotowoltaikę. No to 'dwója, gaz' i jestem w Dobrem. Cudem zdążyłem minutę przed zamknięciem. Gmina w ramach wychodzenia mieszkańcom na przeciw (na przekór) ich potrzebom skróciła godziny urzędowania do 13.00. Słusznie. Niech się petent spieszy i nie robi tłumu. Trzeba jednakoż przyznać, że obsługa jest jak w Medicover, każdy urzędnik wychodząc z rady gdzieś na sekundę, nie zapomina zapytać: 'Czym można mi pomóc?'. Jestem pod wrażeniem! Ale może tak powinno być normalnie i wszędzie?

Pani od inwestycji swoją drogą była przeurocza. Okazało się, że mój wniosek był zatwierdzony jedynie na kolektory słoneczne, które mnie średnio interesują, a nie na panele fotowoltaiczne. Na szczęście zgrabnie zmieniła zapisy czerwonym mazakiem, i tak oto nie czytając umowy, podpisałem ją, mając nadzieję na jej powolną realizację.

Czując się już prawie jak 'lokals' jestem na liście chętnych oczekujących na swoje panele dające 2040W. Dużo to nie jest, ale zawsze. Gmina wspiera inwestycję w 75%, co oznacza, że za kilka tysięcy złotych (prawdopodobnie) zacznę kiedyś tam w przyszłości produkować swój własny prąd.

Mały, zupełnie nieznaczny problem, to kwestia dachu budynku gospodarczego, którego to całe 200 metrów kwadratowych wciąż pokryte są eternitem, co muszę zmienić przed inwestycją fotowoltaiczną na normalny dach. Brrr! Nowe koszty, nowe poszukiwania poszycia i wcześniej architektury dachu... 

Wymyśliłem, że póki co nic nie zmienię, i kupę blachę Murano, czyli coś takiego:

A może w Polsce pojawią się płytki solarne zastępujące dachówkę??!! To byłoby piękne rozwiązanie:


Wydaję mi się, że jakoś to będzie grało z moją płaską dachówką ceramiczną na dachu domu.


A w ogóle 'na co mi to?'... I tu trochę pożądanej na przyszłość teorii:

Pierwsza korzyść to oszczędność, czyli znacznie mniejsze rachunki za prąd elektryczny. Ale akurat dla mnie jest to średnio inspirujący punkt, bo umówmy się sam w małym domu wiele nie zaoszczędzę.

Drugi aspekt to ekologia, czyli poszukiwanie alternatywnych odnawialnych rozwiązań dla energii opartej na surowcach kopalnych. Baterie słoneczne nie emitują gazów cieplarnianych, czyli dbamy o planetę i o zdrowie. Może zatem warto inwestować dla samej idei ekologicznego spojrzenia na świat? Tym bardziej, że programy UE dzielnie nas tu wspierają.

Trzeci punkt to niezależność. I choć domek w Porębach nie stoi daleko od sieci, to własne solarne zasilanie daje gwarancję, że niezależnie od dostępności energii sieciowej, nasza lodówka i kocioł C.O. będzie działał.
Ostatnio przy meczu Polska-Portugalia wyłączyli prąd dokładnie ułamek sekundy przed pierwszym kopnięciem serii karnych!!! To już kryminał!

Ostatni i może najważniejszy punkt to edukacja i inspiracja. Warto zainteresować się systemami solarnymi i na własnej skórze przetestować i doświadczyć fenomenu produkcji prądu. Może być fun...

Na razie jedynie 'zaczytałem', że jest to wykorzystanie baterii słonecznych składających się z połączonych szeregowo ogniw fotowoltaicznych, które wytwarzają napięcie w momencie, gdy zaczyna na nie padać światło. Ogniwa łączy się szeregowo otrzymując baterię słoneczną o napięciu zależnym od tego jak dużo ogniw jest zestawionych. To ile prądu pozyskamy zależy od powierzchni napięcia i natężenia światła. No to Egipt i spółki kartelowe są tu daleko przed nami, jeśli chodzi o potencjał, którego zresztą nawet nie chcą.

Instalacja to jednak nie tylko bateria. Oprócz nich jest to: regulator ładowania, akumulator oraz inwerter, czyli falownik, który przetwarza prąd stały na zmienny o napięciu sieciowym 230V.





czwartek, 18 sierpnia 2016

Więźba w stanie bardzo jeszcze surowym

Przyjechała więźba cała. Nawet podobno porządnie zaimpregnowana i fachowo przycięta.

Tym razem ciężarówka mniejsza i nie miała problemu z wjazdem, stąd całość została od razu zrzucona na podwórko, elegancko za pomocą dźwigu. Zatem wystarczyło wziąć do ręki aparat i zrobić parę fotek zamiast biegać z tonami towaru.

A czego tu nie mamy... Krokwie, murłaty, płatwie i inne tam dechy, po prostu dechy.
Panowie chwacko skoczyli do rozładunku i z niewielką pomocą hds'a dali radę.


Ponad dwunasto-metrowe płatwie zaiście robią wrażenie. 

Trzeba było sprawdzić, czy to na pewno ja zamówiłem te drągi na tak mały domek... Wierzę mocno, że nie tylko się nie zawali, ale i konstrukcyjnie wzmocni z nowym dachem i pełnym kryciem osb i papą. W coś trzeba wierzyć. Konstruktorzy i fachowcy się nie przerażają tym ciężarem, to i ja nie zamierzam.



środa, 17 sierpnia 2016

Prace rozbiórkowe w toku

Już zaczęło się powolne budowanie, a tu klops, i trzeba te parę rzędów bloczków rozebrać. Może to i dobrze?

Panowie się pospieszyli i wybudowali ściankę pod wiatrołap i jadalnię na prawie 110 centymetrów wysokości. Zrobiło się monstrualnie. Obecnie jest prawie 90cm, co wygląda już na poważnie zawyżoną konstrukcję. Ale podobno kiedyś się tak budowało, a bo to piwnica, a bo to wilgoć, i tak dalej...

Zatem zaczęło się szybkie kalkulowanie poziomów gruntu, poziomu zero, wysokości pomieszczenia, poziomu chudziaka, przyszłej izolacji, szlichty i posadzki i ufff.... Dużo tego! 

Ale matematyka została pokonana. Efektem czego panowie zdjęli już trzy dopiero co wybudowane rzędy bloczków. A do tego jeszcze skują pseudo posadzkę i jedziemy w dół o około 30 cm.

Prace zakończyły się takim oto rezultatem, który pokazuje poziom zero parteru, i na takim samym poziomie będzie kiedyś taras!

Gruzu coraz więcej. Nowego niestety też. Może ktoś ma ochotę nabyć drogą niekoniecznie nawet kupna, kilkadziesiąt bloczków betonowych?

Ale nic to! Poziom zero będzie na wysokości około 60cm nad gruntem, czyli będą tylko cztery schodki zamiast sześciu, i znacznie większy podest, czyli będzie wygodnie przed drzwiami.
Kolejny plus to przestrzeń na parterze. Wyjdzie ok. 290cm wysokości. Będzie czym oddychać. Ale i co ogrzewać. Znowu nic to! Opuści się sufit i będzie mega gitara.     


Nade wszystko zniknie koszmar projektowania tarasu i połączenia z jadalnią, czyli koniec z męczącym kombinowaniem co tu zrobić, żeby nie było schodów z tejże jadalni na przyszły taras. No to dzięki temu nie będzie! Po równej posadzce wyjdzie się z jadalni na tarasik, który będzie 60cm nad ziemią, a nie 1,2 metra. Smacznie i elegancko będzie na nim. Zaliwżdy! da radę nawet zbudować trochę większy. Czyli jest i będzie git. 

A tu widać wyjście łączące kuchnię z mini jadalnią. Będzie to wysokie i szerokie na 270cm przejście z kuchni do małej jadalni.



I mamy sobie oto takowy widoczek z kuchni na przyszłą jadalnię i przyszły taras.


wtorek, 16 sierpnia 2016

Cegła klinkierowa na komin

Wybieraliśmy, wybieraliśmy i wybraliśmy. Oba kominy będą zbudowane z cegły klinkierowej Wienerberger Stratus, której widok ma się mniej więcej tak:

A jak już wybrałem, to się okazało, że takiej to już nie ma, chyba że trochę, ale na jeden komin to za mało, a co tu mówić dopiero o dwóch; gdyż cegła ta jest zastępowana nowszym modelem, już nie tak ciekawym. Że też zawsze gorsze wypiera lepsze! 

Nie zrażając się tak małą przeciwnością losu, obdzwoniłem pół Polski, od Lublina po lubuskie. I w końcu udało się znaleźć satysfakcjonującą liczbę cegieł gdzieś w Kleczewie pod Koninem. Poszukiwanie właściwej ilości zajęło bagatela trzy dni, ale w końcu udało się zamówić. 

No i przyszła, a właściwie przyjechała. Troszkę jest cegły perferowanej/drążonej, a w większości pełnej. Ciężarówka oczywiście się nie złamała i zostawiła mi 1,6 tony (!!!) w bramie do przeniesienia, ręcznie, cegła po cegle. Niczym mnie to nie przeraziło. Zresztą na kontemplację nie było ani minuty czasu. W dwie godziny trzeba to było przerzucić 40 metrów dalej, żeby kolejny dźwig z kolejnymi tonami, tym razem kantówki, miał możliwość zrzucenia następnych ton materiału.

Hop siup, jakoś poszło, w międzyczasie starczyło nawet czasu na szybką kawę z moimi sąsiadami. Duma mnie rozpierała, że taki zasięg akcja miała. Cegła zaległa sobie szczęśliwie pod huśtawką, autentycznie wyglądając ot tak, na (prawie) trzech paletach:


Jeśli ktoś poszukuje eksperta od cegły na komin, to zapraszam. Wiem pewnie już wszystko, od rodzajów, specyfikacji technicznej, sposobu budowania z szybami dymowymi, wentylacyjnymi, jakimikolwiek, aż po dokładne wyliczenia materiału, z czapą kominową włącznie.

środa, 10 sierpnia 2016

Rozbiórka dachu

Dwa kolejne dni pracy to kolejna rozbiórka. Przed domem ława już dobrze wyschła, można chodzić, nikt się nie utopił. Jest dobrze. Odbyło się też pierwsze robocze spotkanie na budowie z kierownikiem budowy i... 'so far, so good'. Siary nie ma. 



Przed domem pojawia się coraz więcej materiału, są bloczki, piasek, wapno, materiału nie zabraknie na kolejne dni pracy, tym razem bardziej konstrukcyjnej niż rozbiórkowej. Choć taka nadal też jest jeszcze oczekiwana.

Inspekcja i wspólne planowanie. Wygląda to dobrze, choć na zewnątrz artystyczny bałagan. Ustalamy gdzie powstaną wypusty na prąd, wodę, fotowoltaikę, i co tylko się da.
A na górze zamiast dachu widnieje pełen wdzięku, stateczny, dostojny, mający bez mała pół wieku, łysy komin. Spokojnie, komin też się rozbierze. 
Trwają gorące dyskusje co do rozbiórki komina, odbudowy, wyczystki, szczegółów nie ma końca. 


Jeszcze dwa tygodnie temu daszek zdobił polski tradycyjny eternit, a teraz nad stropem ino niebo. Strop też w całości się nie ostanie. Idzie częściowo pod młot i topór.


Spacer na poddaszu zyskał nowy smaczek. Liśćmi już się da poszurać, ale za to widoki bardziej otwarte. Można by tak zostawić i rzec, że to przecież architektura minimalistyczna. Wygody też pełne minimalizmu. Czyli styl japoński, zero mebli, co podobno zyskuje na popularności ostatnio w Belgii. 

Rozbiórka trwa, a Inwestor skrupulatnie liczy ile cegły perforowanej i pełnej na kominy. Jakie szyby kominowe, kwasówki, średnice otworów na szyby... Matematyka jakoś jeszcze idzie, ale część artystyczna to już męka pańska. W bólach udało się wybrać cegłę na komin o wdzięcznej nazwie Stratus. Dzwonię, zamawiam... i co się okazuje. Cegła wyszła ze sprzedaży i teraz jest nowa, ale to już nie to. Nic to. Na pewno uda się ją sprowadzić skądś w tym kraju. Albo wpaść na coś nowego. 

wtorek, 9 sierpnia 2016

Komin i cegła na elewacji - ciąg dalszy

Gorący temat doboru cegły wciąż w toku. Weekend i cały kolejny tydzień był niesamowicie burzliwy. Koncepcja nabiera charakteru międzynarodowego. Honorowym patronem architektury jest Naczelna Konsultantka z Brukseli. Lepiej być nie mogło. Do tego zapowiadane jest wsparcie prosto z Katalonii. Efekty muszą być murowane! Dosłownie.

To co jest pewne to:
- dach: płaskie dachówki ceramiczne w kolorze antracyt / ciemno-szarego łupku; 
- komin z cegły antracytowej STRATUS lub ręcznie formowanej (GOYA);
- grafitowe okna;
- jasna elewacja z tynku (może po prostu biały), z dodatkiem cegły, która będzie na kominie i opasce;

Elewacja może wyglądać mniej więcej tak:

lub tak:
albo tak:


Udało się przejrzeć tysiące propozycji i zawęzić je do parunastu.




Cegła - Goya (wariant wygrywający):




Cegła - Oud Brabant:


Cegła - Hoevesteen T15:



Cegła - Kashmire:




Cegła - Oud Blanckaert beżowa-szara:




Cegła - Dali (w realu super, ale dość ciemna):



Cegła Sepia Ges:





Cegła Nevado Oranje (jako uzupełnienie Sepia Ges):


Cegła Stratus - (tylko komin):


sobota, 6 sierpnia 2016

Rozpoczęcie prac budowlanych

Budowa została formalnie, oficjalnie i w ogóle rozpoczęta. Zgodnie z planem, zgodnie prawem, czyli póki co dość zgodnie.

Minęły dwa dni pracy po których już nic nie będzie, a właściwie już nie jest takie same.

Na początek odbył się demontaż. Nie ma już podłóg ani starego pieca. Ino czarne opary na ścianach.




Widok dość ponury, ale doda to tylko animuszu, aby jak najszybciej pokonywać kolejne etapy i wyzwania. Zniknął też stary blaszany daszek i poręcze na schodach. W poniedziałek dekonstrukcji ciąg dalszy.

Później dla odmiany zaczęło się coś konstruktywnego. Zostały wykopane brakujące fundamenty pod rozbudowaną część domu. 

A na koniec pojawiła się grucha o skromnej wadze ok. 30 ton. Działka zaczęła pod nią zachowywać się jak łóżko wodne, ale wytrzymała, choć głębokie bruzdy pozostaną na długo. Po manewrach udało się zalać ławy fundamentowe betonem B25, który daje wytrzymałość średnią powyżej 30MPa, cokolwiek to znaczy dla rozbudowywanego domku.






Panowie w sobotę już mogli odpoczywać, a tzw. inwestor pracuje. Pierwsze radosne jeszcze przelewy. Ostatnie formalności związane z usługami geodezyjnymi, co oznacza tu szkic tyczenia budynku. To swoją drogą oddzielny temat na opróżnianie kieszeni budujących się na usługi i formalności.

A jutro zawiesimy tablicę!