Nie pozostało mi nic innego, jak znaleźć, kupić i wyłożyć je na ścianie. Poszło w miarę sprawnie, choć znalezienie nie było zbyt proste.
Oko artystki szybko odrzucało propozycje, które znajdowałem, a które to nie spełniało oczekiwań. A to niezbyt białe, a to zbyt równe, za duże. Koniec końców płytki są. Położenie ich na ścianie musiało poczekać parę miesięcy, ale jak już zaczęły się pojawiać, to poszło sprawnie.
Problemem okazała się nieoczekiwanie fuga. A konkretnie jej kolor, który miał być wstępnie szary. I tu produkcja fugi kładzionej na półsucho proponuje dość skromną paletę kolorów. Na szczęście w szarości były dostępne trzy: jasnoszara, szara, ciemnoszara. Wybraliśmy jasnoszarą.
Jasnoszara na ścianie po wyschnięciu okazała się antracytowa, szara dość, ciemnoszara dość.
Cudem czy też przypadkiem udało się namierzyć producenta z Milanówka, który trafił lepiej w gust artystki. I udało się położyć fugę o tajemniczej barwie zwanej 'wapienną'. Schnie to i schnie. Długo. Ale jest jasna. Tak miało być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz