wtorek, 31 października 2017

Centralne ogrzewanie

Centralne ruszyło. Na dwa razy. Ostatni piątek października, dzień w którym popłynęło pierwsze ciepełko, spaliliśmy pierwsze litry gazu.

Oczywiście nie mogło obyć się bez problemów. Okazało się, że do wymiany jest reduktor drugiego stopnia. Ale pomimo tej trudności, troszkę nieoficjalnie i warunkowo, udało się uruchomić kotłownię.


Wszystkie elementy kotłowni zostały połączone, skonfigurowane i wiśta wio!




Akcja trwała osiem godzin, czyli dwa razy dłużej niż zazwyczaj. A wszystko przez wspomniany reduktor.

Z reduktorem była jazda, ale szybko udało się pokonać tego potwora. Już we wtorek, ostatni dzień października, przyjechał magik od zbiornika i wymienił reduktor na nowy... Poprzedni też był niby nowy, ale jakby sprawny inaczej.

Wizyta odbyła się w asyście serwisanta od pieca i ponowne testy wykazały, że ciśnienie siakie i owakie, czyli dynamiczne i statyczne, są dokładnie takie, jak to było oczekiwane.




Mamy zatem piękny piec, cudne ciepło i nie straszny nam już mróz. 

A przy kotłowni mamy całe spektrum rurek, manometrów i stację uzdatniania wody. Jeszcze nie działa. Ale niedługo i to się podłączy do prądu.


sobota, 21 października 2017

Bajkowe ciepło z nowej kotłowni

Po długiej analizie wybór padł na kocioł gazowy, gaz ciekły, to z niego będzie snuć się bajkowe ciepło. Niestety nie ma szans na gaz ziemny w najbliższych latach.

Analiza była długa i męcząca, od:
-  eko-groszku - wymaga za dużo miejsca, brudzi się, za dużo obsługi, nie da się zostawić domu na dwa tygodnie, choć tanio; 
- przez elektryczne grzejniki - bardzo wygodne, bardzo tania inwestycja, ale za drogie w eksploatacji;
- promienniki - ogrzewanie podczerwienią - to ciekawe, ale tylko jako wspomaganie głównego źródła energii;
- pompy ciepła - eksploatacja nie do pobicia, jeśli chodzi o niskie koszty, chyba, że będzie potrzebny serwis, ale inwestycja początkowa w okolicach minimum 40.000 zamyka temat;
- olej odpada od razu - bo zapachy i wymagana przestrzeń to przekreśla;
- zostaje gaz ciekły - nie będzie tanio w eksploatacji, ale super wygodnie, a sam kocioł zmieści się albo w łazience, albo w schowku;
Dochodzi do tego zbiornik na gaz 2700l, który można elegancko zakopać pod ziemią na tak dużej działce (ogrodzone niecałe 2.000 m kw., i dalej hektar łąki).

I po roku od pierwszego zderzenia mieszczucha z tematem kotłowni, na wiejskich salonach pojawiły się nowe zabawki do kotłowni




Kotłowni to jeszcze nie przypomina, ale podobno da się poskładać zusammen do kupy i ma wkrótce grzać.

A wraz z piecem, rozszerzeniami, pompami, pojawiły się również elementy układanki do stacji uzdatniania wody. Precz z kamieniem w rurach! 












sobota, 14 października 2017

Kolorowe grzejniki

Grzejnik ma grzać, i tyle. Pewnie jak się już mieszka, to się nawet nie pamięta, jaki ma kolor, kształt, ba!, nawet że jest, chyba, że strajkuje łobuz.

Wybieranie kolorów grzejników byłoby łatwiejsze, gdyby były trzy kolor: (1) ładny; (2) może być; (3)... no i wiadomo - ten trzeci;

Z białymi poszło łatwo: biały to biały (choć jakiś sprzedawca chciał mnie sprowokować wdając się w dyskusję o bielszym odcieniu bieli. 


Po zamontowaniu cieszy bardzo. Jest. Jeszcze zimny, ale jak damy ognia do gazu, to się rozgrzeje. Na marginesie, myślałem, że ściany po tynkowaniu są białe, a tu proszę, jednak nie są... może nie ten vizir został zastosowany wraz z tynkiem...


Do kompletu mamy jeszcze urocze pionowe źródełka ciepła w kolorze 'black graphite', cokolwiek to znaczy, wyglądają tak jak widać, choć w realu chyba trochę jaśniej. 



I trzeci bliźniak, ino sporo chudszy, bo na schodach w ogóle jest chudo z przestrzenią. 


Grzejniki chwilę sobie zaledwie powisiały, nie zdążyły się w ogóle nagrzać, i trzeba je było zdjąć, żeby powalczyć z sufitami, gładziami... Nie ma chwili spokoju...






sobota, 7 października 2017

Drzwi zewnętrzne

Idź człowieku i kup drzwi!
U mnie trwało to rok, a pół jak nic.

Wybór koloru, z jakiego materiału, wymiary, dostawki, naświetla, szkła, wypełnienia, dodatki, i jeszcze dziesiątki aspektów technicznych. 

Wybór samej klamki do drzwi zewnętrznych to temat na złożony przewód doktorski.

I typowe stwierdzenia dwa denerwujące do granic możliwości inwestora:
1. Stwierdzenie pierwsze: co jak co, ale drzwi należy zaplanować już na etapie
2. Stwierdzenie drugie: na czym jak na czym, ale na drzwiach to nie można oszczędzać;

To przecież wizytówka domu, to pierwsze wrażenie, to symbol (czego?), to bezpieczeństwo...., to wszystko w jednym.

Co nam spędzało (dużo tu przesady, choć czasami fakt, spędzało) sen z oczu:
- kolor - poszło szybko: takie jak okna, czyli mamy antracyt ze strukturą drewna;
- naświetla i dostawki: poszło jeszcze szybciej: takowych brak;
- materiał - stalowe, aluminiowe, drewniane; ileż tu było myślenia! A teraz sam już nie jestem pewny, czy dobrze pamiętam co kupiłem;
- wstawki i aplikacje: żadnych udziwnień, żadnych nakładek inox-stal; cóż za okropna moda! Wszyscy to mają. I nie chcą słyszeć, że zapłacę za całość, i za te nakładki również, tylko proszę ich nie montować. Nie da się. Muszą być. Tu na szczęście nie będzie żadnych;
- zabezpieczenia - oj temat nie na bloga, o własnych drzwiach; ważne, że są bezpieczne jak Fort Knox;
- szybka - miała być, do tego nie rzucająca się w oczy, dobrze dopasowana, żeby było coś widać od środka, taka sympatyczna, żeby była;
- zamki, progi, listwy, zaczepy, noce i dnie, biometria palców i mózgu, oj czego tam nie da się teoretycznie włożyć... Bez przesady!
- klamka - a pani mi odradzała pochwyt / antabę; no ale klient się uparł, to ma; to ma za swoje; oj będą problemy, jak prąd wyłączą (to będzie wtedy czas na integrację z mądrzejszą sąsiadką, co ma zwykłą klamkę, i zaprosi na kawę, aż prąd włączą);
- wymiary - znowu temat na myślenie: Ho, Hw, Hd, samych wysokości jest kilka; rzecz jasna szerokości jest co najmniej tyle samo!; A to nie wszystko. Bo potem i tak wszystko szlag trafi jak się nie zlicujemy z posadzką, której jeszcze nie ma, a o której po drodze decydowali, każdy inaczej, architekt, murarz, hydraulik, posadzkarz, i jeszcze pan od podłóg... a potem okazuje się, że z drugiej strony na zewnątrz trzeba uwzględnić jeszcze inne wymiary; ufff... nie - nie ufff. Bo potem jeszcze jest glif i uwzględnienie paru rzeczy przy izolacji i tynku zewnętrznym; no a najlepiej, żeby to wiedzieć od razu, bo można w jakiś standard trafić, i może będzie taniej, albo raczej nie tak holendarnie drogo;



Drzwi udało się wybrać (Barański, model jakiś tam, nie pamiętam), córka pomogło, i niejedna przyjaciółka, bo było naprawdę ciężko.

I z początkiem października są oto w całej krasie ozdobą wejścia do domu. Są ozdobą, oczywiście nie tylko dlatego, że innych ozdób nie ma. Wyszło całkiem w porzo. Czyli kozak i sztos!



Przy wyborze drzwi nie mogło zabraknąć pytania: 'jakie to drzwi mają być':




Stałem się i w tej dziedzinie ekspertem orzekającym, czy do środka czy na zewnątrz prawoskrętne czy lewoskrętne,... choć właściwie to nadal mam wątpliwości. Obrotowe! 

Drzwi to też dobry przykład jak trudno oszacować koszty inwestycji. 

- No bo ile to może kosztować? - myśli sobie inwestor, jeszcze nie-inwestor. - Dwa tysiące, no góra trzy tysiące za jakieś z bajerami.
Pewnie wielu tak myślało. Zderzenie z rzeczywistością jest bolesne.