sobota, 3 marca 2018

Wybór wkładu kominkowego

Im dłużej trwa budowa, tym decyzje coraz szybsze. To moje autorskie prawo budowlane.
Owszem jakiś czas temu sporo czytałem o kominkach, przejrzałem ileś tam zdjęć i projektów. Ale to było dawno. I głównie od strony technicznej: czyli rozpoznanie wkładów kominkowych z płaszczem wodnym, co szybko zarzuciłem, a przede wszystkim kominków z DGP, dystrybucją gorącego powietrza. I to bardzo chciałem, bo fajne, szczególnie jak się pomieszkuje, a nie mieszka, tanie i proste, no i projekt domu z centralnym kominem i niedużym prawie kwadratowym podłożem domu, pasował tu idealnie.

Ale nie ma DGP, trochę mi się po prostu już nie chciało, trochę zapomniałem, trochę myślałem, że będzie brudzić, a poza tym i tak sam kominek może to ogrzeje. Natomiast to, że nie przypilnowałem murarzy rok wcześniej, żeby zrobili, chociaż mieli to w zadaniach, zbudować czerpni pod posadzką, to skucha jak rzadko. Trudno. Będzie dodatkowa gimnastyka. Podłogówki przecież nie będę zrywał.

Kryteria wyboru były proste: dobra jakość, szyba z trzech stron, prosty, lekki, bez żadnych dodatkowych zdobień.



Znalazły się dwa modele. Drogi norweski jotul i tańszy radomski NBC kratki.pl. I wreszcie mamy jakiś polski produkt!

Jeszcze w styczniu rozpoczął się plan wytyczenie wielkości pola wokół przyszłego kominka. W tym celu powstała nawet specjalna 'makieta':



Kominek miał powstawać za rok, ale jakoś się tak przyspieszyło i będzie gotowy razem z ostatnimi 'brudnymi' pracami.

Wybór wkładu nastąpił błyskawicznie. Zamówienie złożone w dniu urodzin. Że niby taki prezent. Zamawiam wkład i wszystkie niezbędne materiały bezpośrednio u producenta. Raz, że niby trochę taniej, dwa, że kto jak kto, ale producent najlepiej będzie wiedział jakie części są konieczne i jakie pasują. I tu się mylę. A jakże. Drożej nie jest, to fakt. Ale to jednak nie producent, ale fachowiec wie najlepiej co jest potrzebne, i lepiej zna specyfikację wkładu od producenta. I zamiast wszystko zamówić raz i mieć 'z bańki', to się bujałem ze dwa tygodnie. A to brak właściwego reduktora do podłączenia do czerpni, a to samej czerpni. Ale to co już wychodzi z wkładu do czopuchą rurą fi200 to już okazało się zadaniem godnym trzynastej pracy Herkulesa. Zdobycie odwrotnej redukcji, bo włożona nie pasuje, o odpowiednim wydłużeniu, żeby dało się włożyć... Ufff... znowu się czuję, jakbym pokonał lwa nemejskiego.

W końcu zamówiony wkład, rury, płyty i inne kleje dojechały. Zaznaczmy, że wszystko to waży około 200 kilo. I przyjechał sobie taki zadowolony pan kurier i przeprasza, że jest sam i że działa mu wózek, i że sami jakoś te 200 kg musimy wyciągnąć. Ale najlepiej by było, żebym poprosił ze dwie silne osoby, to by było trochę łatwiej! To się nazywa polska organizacja. Nie wiem jak to możliwe, ale daliśmy radę to zwalić z ciężarówki. Ale potem to co z panem Hubertem wyczynialiśmy, żeby wtachać te tony do środka, to już czysta magia, choć nie teleportacja. 

Nie zdawałem sobie sprawy, jak jestem silny i ile można wtachać mając 62kg, z czego podobno 75% to woda. Niemożliwe? Możliwe!


 Obudowa będzie gotowa za dwa - trzy tygodnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz