Oczywiście nie mogło obyć się bez problemów. Okazało się, że do wymiany jest reduktor drugiego stopnia. Ale pomimo tej trudności, troszkę nieoficjalnie i warunkowo, udało się uruchomić kotłownię.
Wszystkie elementy kotłowni zostały połączone, skonfigurowane i wiśta wio!
Akcja trwała osiem godzin, czyli dwa razy dłużej niż zazwyczaj. A wszystko przez wspomniany reduktor.
Z reduktorem była jazda, ale szybko udało się pokonać tego potwora. Już we wtorek, ostatni dzień października, przyjechał magik od zbiornika i wymienił reduktor na nowy... Poprzedni też był niby nowy, ale jakby sprawny inaczej.
Wizyta odbyła się w asyście serwisanta od pieca i ponowne testy wykazały, że ciśnienie siakie i owakie, czyli dynamiczne i statyczne, są dokładnie takie, jak to było oczekiwane.
A przy kotłowni mamy całe spektrum rurek, manometrów i stację uzdatniania wody. Jeszcze nie działa. Ale niedługo i to się podłączy do prądu.