Chałupa od świąt gotowa jest do malowania. A może nawet już i przed świętami poszły w ruch pędzle... Kulminacja na pewno nastała po świątecznym biesiadowaniu.
Malowanie to wspaniały pomysł na zgubienie paru zbędnych kalorii, wdzięcznie opinających brzuchy po wszamaniu pierogów, serników, stefanek...
Najbardziej efektywnie maluje się w stadzie. Efektywność może nie jest największa, ale efektowność przerasta oczekiwania.
Zaopatrzeni w farby, wałki, pędzle, taśmy, folie, i inne malarskie akcesoria (w tym pozostałości słodkich wspomnień ze świąt), ruszyliśmy z werwą na sufity i ściany.
Niezaprzeczalnie największe artystyczne osiągnięcia i uznanie mistrza malarstwa w stylu radosnej twórczości, gdzie realizm nie gości, a impresja ma się dobrze, ma najmłodsza artystka, Agusia. Czy to pędzel czy to wałek, weny malarskiej to nie przeszkadzało.
A poniżej jedyny i niezastąpiony mistrz wałka na wysięgniku. Wszystkie sufity to jego zasługa, efekt ciężkiej i mozolnej, choć i radosnej pracy.
Okazało się, że młodzi artyści są ekspertami sztuki malarskiej. Moje przygotowania teoretyczne i dobre rady super pań, sprzedających farby w starym sklepie na Miedzianej, stały się totalnie zbędne.
Malowanie wzdłuż i w poprzek, tu raz, tam dwa, tu czasem, tam częściej... Cudowny team artystyczny. Tak pomalowanego domu nie ma nikt na całym świecie! Sztuka sięgnęła niebios.