sobota, 1 lipca 2017

Roboty ziemne pod zbiornik i przyłącze wody

Zaczęło się jeszcze w marcu.

Jak tylko mrozy puściły, ziemia odtajała, ruszyliśmy we dwóch, z młodym, pełni zapału do łopat. Że co to nie my? Że nie damy rady? Toż to tylko 12 metrów sześciennych ziemi pod zbiornik, pod przyłącze gazu 18 metrów bieżących, pod przyłącze prądu jakieś 15, a wody do budynku gospodarczego to nawet mniej.

Taaak, w którymś momencie można było mieć wrażenie, że tę całą działkę to po prostu trzeba w całości wywieźć. 

Ale początek był radosny. Wykopaliśmy zamiast dwóch metrów, całe pół metra, zalała nas woda, i w ten sposób zawiesiliśmy szpadle z powrotem, odczekaliśmy dwa miesiące, a na końcu zamówiłem minikoparkę.

W międzyczasie wszystko rozmokło, woda wynurzała się bez końca. Udało się utopić dwa tiry, które zostały cudem wyciągnięte dzięki ciągnikowi gigantowi. Każdy chciałby mieć takie coś (właśnie po to by wozić ją).

Sama minikoparka to też wydarzenie bez precedensu. Co miała wykopać, to wykopała. Zniszczenia objęły: gruby kabel pięciożyłowy do przyłącza, przyłącze do kanalizacji. Straty naprawiono. Nie było wyjścia.

A po zakopaniu wszystkich dołków i kanałów, działka wygląda co najmniej jak pustynia błędowska:



Ale męska przygoda była? Była!

1 komentarz: